Elegia XVII.
Pamiętam, co mi powiadał mistrz brodaty1 tam, gdzie po swej śmierci leży wielki Antenor2: „Bogactwa to nie złoto, ani fakt, ze ktoś nienabytymi za pieniądze wołami orze nieskończone połacie pola. Ten zaś, kto zadowoli się swym niewielkim mieniem, i nie będzie prosił nieba o nic więcej , jest najgodniejszy ze wszystkich; tego należy zwać bogaczem, gdyż wystarcza mu, że posiada to, co należy do jego osobistych dóbr”. Przekonany tymi słowami, pozostawiwszy złoto królom, |
STRONA 103 |
Przekonany tymi słowami, pozostawiwszy złoto królom, byłem i ja bogaty niepragnącym niczego umysłem. Teraz zaś, zwyciężony argumentami chciwej pani, poznaję mój błąd i ubóstwo. Powiada: „Dać trzeba, moje życie, jeśli chcesz posiąść; Jeśli nie masz co dać, opuść me progi!”. Biada mi, bo jest łatwo osiągnąć bogactwa rozumu, ale tych bogactw nie ceni żadna dziewczyna. Ani stad, ani szerokich włości nie zazdroszczę bogatym, ani spichlerzy zamkniętych na potężne kłódki. Niech sobie posiadają szkarłat i zielone kamienie, i wszystko, co zrodzi piasek złotonośnego Tagu3. Ja mogę odpędzać zimno futrzastą skórą i chętnie pić będę z przepływającej tuż obok rzeki. Będę mieszkać w słomianej chacie, niech mi tylko wolno będzie kochać! Pod tym względem ciężko jest ustępować bogaczom. Lecz choć trudno i ciężko, ustąpić wypada, wszystko bowiem ustępuje wobec fałszywych darów. Wieża, w której była zamknięta i ukryta Danae, była żelazna, a jednak otwarła ją rosa złotego deszczu4. Zbrodnicza Eryfila5, przekupiona złotem, ukrywającego się męża wydała i posłała na pewną śmierć. Jak dobrze, że matka Natura ukryła wszystkie metale w najgłębszych wnętrznościach twardej ziemi Dopóki ziemia ukrywała bogactwa, nie było wojen, nie tak wiele dróg wiodło nad Styks6. My, nierozważni, kopiemy nieszczęsne złoto, |
STRONA 104 |
przyczynę wszelkiego rodzaju nieszczęść. Ono wzywa braci do boju, ono gładzi miasta i do szczętu burzy wielkie imperia. Ach! Dla głuchych śpiewamy, mówienie prawdy na nic -- Ona wciąż jeszcze śpiewa mi swą śpiewkę Powiada: „Dać trzeba, moje życie, jeśli chcesz posiąść; Jeśli nie masz co dać, opuść me progi!”. Zatem, gdyby złoto nie zostało wykopane w wysokich górach, Amor nie miałby ujrzeć światła dziennego, A jeśli prawdę opowiadają pieśni dawnych wieszczów, Nie ma starszego bóstwa niż Amor skrzydlaty7. Ten bóg uwolnił noc od wiecznej ciemności i wywiódł kształty z pradawnego chaosu. On to, prowadząc ku zgodzie sprzeczne żywioły stworzył wspaniałe dzieło świata. On jeden, wnikając we wszystkie składniki natury, wszystkie stworzenia odwiecznie i nieustannie podtrzymuje. Święty chłopcze, któremu podlega niebo i wszystkie morza I wszelka cząstka nieba zawarta w tym tułaczym świecie! Skoro nie ma na ciebie wpływu żadna cena i nie oglądasz się na żadne nagrody, lecz z własnej woli pragniesz dobra świata, skoro jako nagi nie potrzebujesz niczego, nie powinieneś pozwalać, by zuchwale kupczono twą boską mocą! Raczej każda, która wzbogaci się kosztem kochanków, niech opłakuje te bogactwa, gdy je pochłonie ogień pomsty. Niech się wtedy nikt nie stara uśmierzyć pożaru wodą, |
STRONA 105 |
lecz niech jako rabuś zdobywa swój łup pośród płomieni. Wtedy ktoś patrzący na ogień i kradzieże złodziei, uzna, że było to zdobyte niegodziwymi sztukami. Niechaj zły los wkrótce dołoży do tych nieszczęść inne klęski, niech zniszczy jej młodość i dręczy ją długą starością. Niech ją trapią zmarszczki i posiwiały wskutek wieku włos, który nadaremnie będzie starucha farbować zielonym orzechem; niech naśladuje zalotne słowa właściwe wczesnej młodości, które jednak nie są wystarczająco odpowiednie do siwych włosów. Niech się miesza do tanecznych korowodów dziewcząt, niech sobie wyobraża, że jej pieśni mogą się podobać. Niech ją ukradkiem mrugający do siebie młodzieńcy, niech ją i panna, a nawet prosty chłopak wyśmieje -- najpierw potajemnie, potem jawnie, aż porzuci myśl o tym, że może być kochana, aż ta stara pochodnia w proch się rozsypie. Wówczas już niech się brama nie obawia rozpustnych gachów, Brama pozbawiona wieńców i umierająca z pragnienia. Rzadziej też uszu pani dochodził będzie ów głos: „Ach, możesz spać jak kamień, a ja tu konam”. Wtedy niech się starucha zajmie pokrewnymi sztukami i zastawia miłosne pułapki na niewinnych. Niech zmusza niedoświadczonych kochanków do wzajemnych przyjemności i przyczynia się w szpetny sposób do cudzej winy. Gdy zaś już wiek wyczerpie wszystkie siły, niech zjada wyżebrany chleb. Do tego choroby, pamiątki niegodziwej miłości |
STRONA 106 |
i długo ukryta przypadłość neapolitańska8, niech się wytoczy z kości i niechaj się sroży po całym ciele bezkarnie, i niech urąga możliwościom sztuki medycznej. Śmierć zaś niech zwleka i dopiero po długich cierpieniach Niech uwolni od tych nieszczęść to żałosne, starcze ciało. Ale tylko ciało; Cerber9 - mściciel popędzi pełen winy cień Za ślepe wody Acherontu10. Tam do dziurawego naczynia będzie nosić wodę, jako ktoś, czyj głód był za życia nigdy nienasycony Takimi złorzeczeniami obciążamy na równi wszystkie chciwe kobiety, jednak na ciebie, moje życie, niech ten los nie przyjdzie! Niech nie przyjdzie, i to do tego stopnia, że czy wobec mnie w niczym nie grzeszysz, Czy nawet grzeszysz, niech Amor będzie dla Ciebie łagodny.
przekład: Elwira Buszewicz
Elegia XVII.
Pamiętam, co rzekł do mnie mistrz brodaty Tam, gdzie ma grób swój prześwietny Antenor: „Bogactwo to nie złoto, nie szerokie Włości, przez własne przeorane woły. Ten, kto na swoim, na małym, przestaje, A o nic więcej już nieba nie prosi, Ten, najgodniejszy, ma się zwać bogatym, Bo to, co jego własne, mu wystarcza.” Tym przekonany, złoto zostawiłem Królom, ufając w duchowe bogactwo. Lecz chciwa pani dziś mnie przekonuje, Że byłem w błędzie i jestem nędzarzem. „Dać trzeba – rzecze – gdy chcesz brać, kochanie! Nic nie dasz? Tedy opuść moje progi.” Biada mi! Umiem w rozum się bogacić, Lecz te bogactwa panny mają za nic. Nie dbam o stada bogaczy, o wielkie Pola, o spichrze zamknięte na kłódkę. Niech oni mają szkarłat i szmaragdy I piach, co Tagiem złotonośnym płynie. Ja mróz odpędzę futrem i kożuchem, Chętnie też z rzeki pobliskiej pić będę, W szałasie spocznę, lecz obym mógł kochać! W tej kwestii trudno bogaczom ustąpić. Trudno i ciężko, lecz ustąpić trzeba -- Wszystko fałszywym ustępuje darom. W żelaznej wieży Danae zamknięto, Lecz złota rosa zamki te otwarła; Zła Eryfila dla złota wydaje Męża, zbrodnicza, i śle na śmierć pewną. Dobrze, że Matka Natura ukryła Wszystkie metale we wnętrznościach ziemi. Gdy skarb ukryty był, wojen nie było I tyle dróg nad Styks nie prowadziło. Złoto przeklęte, wszelkiego nieszczęścia Przyczynę, głupio dobyliśmy z ziemi. To pcha do boju braci, miasta burzy, Wielkie imperia do szczętu pustoszy. Prawdę powiadam, lecz cóż! Głuchym śpiewam, Ona zaś wciąż mi swą śpiewkę powtarza: „Dać trzeba – rzecze – gdy chcesz brać, kochanie! Nic nie dasz? Tedy opuść moje progi.” Gdyby więc złota z gór nie dobywano, Toby i Amor światła nie oglądał, Gdy zaś są prawdą pieśni dawnych wieszczów, Najstarszym bóstwem jest Amor skrzydlaty. Ten bóg przełamał ciemność wiecznej nocy, Wydobył kształty z dawnego chaosu. On także sporne pogodził żywioły I tak wspaniałe dzieło świata stworzył. On to przenika każdą część natury Wszelkie stworzenie ciągle podtrzymując. O święty chłopcze! Ciebie słucha ziemia, Morze i całe niebo świata tego! Ty, nieprzekupny, nie czekasz nagrody, Sam z siebie bowiem chcesz pożytku świata. Nagiś, a nie brak ci niczego. Zatem Nie daj za złoto frymarczyć twą mocą! Jeśli się jakaś na kochanków stratach Wzbogaci, niech płonących bogactw płacze. Żaden niech wtedy pożaru nie gasi, Raczej niech zdobycz wykradnie z płomieni. Inny na pożar i kradzieże patrząc Uzna, że dobra źle były nabyte. Po tych nieszczęściach los niech piętrzy szkody: Niech młodość zniszczy, ześle długą starość. Niechaj ją zmarszczki gnębią i włos siwy, Próżno zielonym orzechem barwiony; Niech naśladuje zaloty młodzieńcze, Niezbyt stosowne, gdy włos jest już siwy. Niech jej wśród dziewcząt tańczyć się zachciewa, Niech myśli, że jej śpiew jest komuś miły Niechaj ukradkiem szydzą z niej młodzieńcy, Niech się z niej śmieje i panna, i sługa, Za oczy, w oczy… aż się odzwyczai Od czyichś uczuć, aż swój żar wytraci. Już się też nie bój, bramo, zalotników, Bramo bez wieńców, konająca z żądzy. Rzadziej do uszu pani głos doleci: „Ty śpisz jak kamień, a ja tu umieram.” Niech się więc wtedy ku pokrewnym sztukom Zwróci starucha, niech niewinnych kusi, Niech nieświadomych do pieszczot popycha I cudzą winę na sumienie bierze. A kiedy wszystkie siły wiek wyczerpie, Niechaj żebraczym się chlebem posila. Potem choroby, ślady niecnych uciech, (Zwłaszcza podstępna plaga z Neapolu) Niech wyjdą z kości, niech się w całym ciele Srożą bezkarnie, szydząc z medycyny. Niechaj dopiero po długich cierpieniach Śmierć starcze ciało uwolni od nieszczęść; Lecz tylko ciało, gdyż Cerber pogoni Nad Acherontem pełną winy marę; Ta lać w dziurawą beczkę będzie wodę, Na znak nienasyconych żądz za życia. Tak życzę wszystkim chciwym, bez wyjątku, Lecz ciebie, miła, niechaj ten los minie, Niech minie! Czyś jest wobec mnie niewinna Czy winna, Amor niech ci łaskaw będzie! przekład: Elwira Buszewicz
|
STRONA 107 |