PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber III >  Elegia VII >  strony 82 -  84


Elegia VI  left left right  Elegia VIII
 

 

Elegia VII.

 

Ossoliński!1 Tak wiele ci zawdzięczam, że choćbym nawet najbardziej

chciał ci to wynagrodzić, nie starczyłoby mi na to mego majątku.

Bez końca jednak będą to wyznawać moje Kameny2,

dopóki krew będzie odżywiać od wewnątrz me kości.

Ty również, Muzo, jeśli można, gdy śmierć mnie wezwie,

racz sprawić, by te pieśni po mnie pozostały.

Niech nadchodzący wiek o jego troskliwości i dobrodziejstwach

nie zapomni, lecz niech go opiewa jego dawna sława.

Gdy bowiem nagle zaatakowała mnie podwójna plaga:

ciężkie ubóstwo i nieznośna miłość,

on jako pierwszy przyszedł z pomocą cierpiącemu przyjacielowi,

i nie pozwolił, bym cierpiał biedę i niewygody.

Wszystkich próbował sposobów, aby zdołać uleczyć

moje głupie błędy.

Jednak palił mnie wówczas do samej głębi taki ogień,

jakim goreje płonąca Etna albo wody Abano3.

STRONA 82

Oryginalny skan

Transkrypcja

Jakbym skosztował lotosu4 i obezwładniających ziół,

nie dbałem wcale o powrót do ojczyzny.

Jednak i o tobie,  piękny Apollinie, powiadają, że usidlony miłością ku śmiertelnej urodzie

pasłeś nieujarzmmione woły5.

A  z pewnością znałeś się na mocy ziół i na sztuce,

która leczy chorych i przynosi ulgę chorym ciałom.

A zatem mogłeś wynaleźć lekarstwa na wszystkie choroby,

Jedynie miłości nie da się uleczyć medycyną.

Ktoś przybywa do Delf, aby zasięgnąć rady wyroczni,

a tymczasem ty, wiejski Febie6, mieszkasz w lichej chacie.

Dlatego nie trzeba winić hemońskiego7 Achillesa,

którego takaż dręczyła miłość, gdy mu wydarto kochankę8.

Rzekł wtedy: “O wiarołomny! Czy dlatego, że powierzono ci najwyższą władzę,

sam jeden zagarniesz, Atrydo9, wszelkie piękności?

Gdy zaś Grecja jeszcze raz w powszechnym boju upomni się o porwane żony,

pod twym dowództwem nikomu nie będzie wolno mieć swojej?

Oto srogi Hektor sieje powszechnie śmierć na polu bitwy

i zamierza strawić ogniem okręty, nadzieję powrotu.

Czemu nie bronisz? Czemu nie powstrzymujesz płomieni ani srogiego wroga?

Niegodziwcze! Czy jesteś mężny tylko przeciw towarzyszom?”

Tak to buntował się Achilles10 pod wpływem gniewu,

Dardanom zaś sam Jowisz dodawał sił.

Już Patroklos11, udając mężnego Achillesa,

stanął do walki i zatrwożył Frygów.

Nieszczęśliwie jednak skończył się ten podstęp; jak pada potężna

wieża, tak on runął pod ciosem Hektora.

STRONA 83

Oryginalny skan

Transkrypcja

Z trudem przyniesiono nieszczęsne ciało spośród wrogów,

zbroję zaś, niezwykły dar bogów, wziął zwycięzca.

Zapłakał Pelida12, smucąc się po utracie przyjaciela,

Lecz zadawniony gniew nie pozwala pomścić tej śmierci.

Nie wcześniej umierający Hector zaczął gryźć ziemię,

niż barbarzyńska branka została odesłana do swego pana13.

Zatem, skoro kochali królowie i wielcy herosi,

Jakże można obwiniać mnie, który kochałem?

Przecież błyszczący hełm nie gniecie mych jasnych włosów,

tylko wdzięczny bluszcz uwieńczył mą głowę.

Jakim sposobem czemuś, czemu bóg nie mógł się oprzeć

zdoła się oprzeć człowiek zrodzony ze śmiertelnego nasienia?

Teraz powracam do ciebie, dla którego przeznaczyć ten dar,

jako wyraz wdzięczności, każe mi łaskawa Muza14.

Godzien jesteś pereł poszukiwanych na najdalszym wschodzie;

Tag15 powinien ci dawać złoto obfitym strumieniem.

Godzien jesteś obrazów Parrazjosa16 i posągów Mentora17--

wspaniałości, którymi zdumiewała się dawna Grecja.

Lecz dobrze postanowiła Fortuna dla [mojego] ubogiego mienia:

czego ja mieć nie mogę, tego ty nie potrzebujesz.

Zatem to, czym się cieszysz i  to, co mogę ci posłać,

mianowicie pieśni, przyjmij zamiast wielkich darów.

Inni niech stawiają piramidy, niech stawiają kolosy,

niech ryją imiona w twardym marmurze.

Po latach runą skały, czas strawi marmury.

Jedynie chwała Muz nie zna śmierci.

 

przekład: Elwira Buszewicz

 

Elegia VII.

 

Tyle ci jestem winien, Ossoliński,

            Że bym ci tego odpłacić nie zdołał.

Niech to więc głosi bez końca ma Muza,

            Dopóki krążyć będzie krew w mych żyłach.

Także ty, Muzo, gdy mnie śmierć zawoła,

            Pozwól, by pieśni te po mnie zostały.

Niech przyszłym wiekom dawna wieść opowie

            O dobrodziejstwach jego i staraniach.

Bo gdy mnie nagle dotknęły dwie klęski,

            Ciężkie ubóstwo i miłość nieznośna,

On pierwszy pomógł druhowi w cierpieniu,

            Nie dał mi cierpieć biedy i niedoli.

Próbował także wszystkiego, by leczyć

            Moje szalone, nierozumne błędy;

Lecz moje serce trawił wówczas płomień,

            Jakim wre Etna czy źródło apońskie.

Nie chciałem wracać do kraju, zupełnie

            Jakbym jadł lotos lub pił jakieś zioła.

I ty, Apollo, pasąc krnąbrne woły,

            Uległeś ponoć pięknu śmiertelnicy.

A przecież znałeś moc ziół i władałeś

            Sztuką leczącą cielesne choroby.

A choć na każdą znalazłbyś lekarstwo,

            To Amor nie chce słuchać medycyny.

I cóż? Wyroczni w Delfach ktoś chce szukać,

            A Feb w wieśniaczej, lichej mieszka chatce.

Nie trzeba winić zatem Achillesa:

            Wzięto mu brankę, on cierpiąc z miłości

Rzekł: “Wiarołomny Atrydo! Czy mając

            Najwyższą władzę, każdą weźmiesz piękność?

A gdy znów Grecję powiedziesz do boju,

            Nikomu żony swej mieć nie pozwolisz?

Już srogi Hektor śmierć na polu sieje,

            Odwrót odcina, spalić chce okręty.

Czemu nie bronisz , podły? Nie powstrzymasz

            Wroga, płomieni? Swoich tylko gromisz?”

Tak się Achilles rozgniewany burzył,

            Tymczasem Jowisz wspomagał Dardanów.

Oto Patroklos, udając Achilla,

            Stanął do boju i Troję zatrwożył.

Życiem przypłacił ten fortel. Pod ciosem

            Hektora runął jak potężna wieża.

Z trudem zabrano ciało spośród wrogów,

            A zbroję, cenny dar bogów, wziął Hektor.

Płakał Pelida utraciwszy druha,

            Lecz pomście dawny gniew jeszcze przeszkadza.

Branka musiała powrócić do pana,

            Zanim na polu legł Hektor zabity.

Jeśli kochali króle i herosi,

            Czy można winić o coś moją miłość?

Nie kryję włosów pod błyszczącym hełmem,

            Ale bluszcz giętki wieńczy moją głowę.

Jakże śmiertelny oprzeć ma się człowiek

            Miłości, jeśli sam bóg się nie oparł?

Teraz powracam do ciebie, bo Muza

            Chce, bym ci w pieśni swą wdzięczność wyraził.

A godzien jesteś wszak pereł Orientu

            I złota, które Tag obficie leje,

Dłuta Mentora, pędzla Parrazjosa,

            Wszystkiego, czym się zachwycali Grecy.

Lecz dobrze los to zrządził przy mej biedzie:

            Czego ja nie mam, ty nie potrzebujesz.

Więc zamiast wielkich darów przyjmij pieśni,

            Które ty lubisz, a i ja dać mogę.

Inni niech wznoszą wielkie piramidy,

            W twardym marmurze wyryją twe imię.

Kolosy runą a marmur czas skruszy,

            Tylko Muz chwała nigdy nie umiera.

przekład: Elwira Buszewicz

 

 

STRONA 84

Oryginalny skan

Transkrypcja