Elegia VI.
Jak długo, życie moje, powtarzać będziesz gorzkie skargi i skrapiać łzami pobladłe policzki? To raczej moja krew, którą tryskają twoje załzawione oczy, którą spływają twoje różane lica. Noc sama i złociste ziarna gwiazd zdobiące niebo są mi świadkiem, że nic nie jest dla mnie ważniejsze od twej miłości. Gdyby dawne wieki przyprowadziły swe heroiny, żadna prócz ciebie nie będzie droga memu sercu. Kimkolwiek zaś jest ten, kto zmyśliwszy występek ośmielił się Przed tobą, kochana, podważać mą wierność, to nie cierpiał on z powodu twej szkody, lecz zawistnie patrzył na mą miłość, jako zażarty wróg wiernych przyjaźni. Godzien jest tego, by nigdy nie poznać prawdziwych przyjaciół, by Amor i Wenus zawsze były dlań niemiłe, by dniem i nocą przeklinali go wszyscy kochankowie, i aby nie było dlań żadnej gospody w mieście. Miałżebym, porzuciwszy ciebie, pokochać inną i poddawać kark pod nieznane jarzmo? Miałyby mnie twoje skromne obyczaje i łagodność, |
STRONA 80 |
i szlachetność twego serca nie zatrzymać, ani to, że – choć często oblegana przez bogaczy i ich dary -- nie wzgardziłaś mą przyjaźnią, woląc ze mną spoczywać w skromnym domku, niż spać na purpurowym łożu innego? Byłbym wówczas godzien służyć jędzy Megerze1 i czesać jej włosy, gęsto przeplatane wężami. Byłbym wówczas godzien mieszkać w grocie Kirke2 i zamienić się w szczeciniaste zwierzę. Ty zaś nie słuchaj kłamliwych podszeptów, lecz pozwól, by wiatry porwały je za głębokie morza. Nigdy też nie wątp w mą wierność -- Jaka była, taka jest i taka zawsze będzie. Prokrydzie zaszkodziła łatwowierność; abyś zaś nie słuchała bezmyślnie kogokolwiek bądź, upomina4 cię podejrzliwa Prokris3. Nie oceniaj mnie według obyczajów innych kochanków, z winy których wymyślony został ów skrzydlaty chłopiec. Oni to, jak fale morskie, zależnie od zmiennych wiatrów, lubią obijać się raz o jeden, raz o drugi brzeg5. Natura odmówiła mi podzielności serca; zarówno moje życie, jak i moja śmierć, płonąć będą tym samym ogniem. Nawet gdy umierając, poddam się ostatecznemu losowi, nie zapomnę o tobie, idąc do mrocznych krain. Życie, ale nie miłość mogła Filacydesowi6 Wydrzeć wrażą ręką nieprzyjazna śmierć. Wynurzywszy się z dolin i czarnych bagien stygijskich7, |
STRONA 81 |
cień jego przyszedł nocą do hemońskiego domu8 i roniąc rzęsiste łzy poskarżył się tobie, Laodamio nieszczęsna, na swój srogi los. Lecz na uścisk ręki, podobna do płochej mgły, jego mara wciąż wymykała się ze świstem twemu dotknięciu. Tak oto nawet sama śmierć nie zakończy trosk naszej miłości -- nawet podziemne cienie czują wewnątrz dawny ogień.
przekład: Elwira Buszewicz
Elegia VI.
Jak długo, miła, wśród gorzkich lamentów Będziesz lać łzy na pobladłe policzki? Krew to jest moja, nią twe łzawe oczy Wciąż zalewają purpurowe lica. Noc i złociste mi gwiazdy na niebie Świadkiem, nic u mnie nie ma nad twą miłość. Niech przyjdą dawnych wieków heroiny, Nikt poza tobą nie będzie mi drogi. Ktokolwiek zmyślił mą winę, kochana, I śmiał mą wierność przed tobą zniesławiać, Ten nie żałował twych szkód, lecz zazdrościł Naszej miłości jako wróg przyjaźni. Niech nigdy nie zna przyjaciół prawdziwych, Amor i Wenus niechaj nań się srożą. Niech kochankowie wyklną go na zawsze, Niech nigdzie w mieście nie znajdzie gospody. Miałbym cię rzucić i inną pokochać? Kark miałbym poddać pod jarzmo nieznane? Twe dobre serce, skromne obyczaje, Łagodność, miałyby mnie nie zatrzymać? Bogacze cię zasypują darami, A tyś mą nie pogardziła przyjaźnią, Wolałaś ze mną w ciasnym mieszkać domku, Niż z innym spać na łożu purpurowym. Byłbym więc godzien złej służyć Megerze I jej wężowe, gęste czesać sploty, Albo zamieszkać w grocie sławnej Kirke I w szczeciniaste zamienić się zwierzę. Ty zaś podszeptów kłamliwych nie słuchaj, Pozwól, by wicher porwał je za morze. W moją zaś wierność ufaj bez wątpienia, Jest, jaka była, i taka wciąż będzie. Prokris zgubiła łatwowierność; nie miej Podejrzeń, kiedy ktoś tam coś tam powie. Nie sądź mnie według postaw tych kochanków, Których obrazem jest Amor skrzydlaty. Ci wskutek zmiennych wiatrów, niczym morze, Raz w te, raz w inne uderzają brzegi. Me serce jest z natury niepodzielne – Tym samym ogniem aż do śmierci płonę. A kiedy umrę wziąwszy los ostatni, To nie zapomnę ciebie w krajach nocy. Śmierć wrażą ręką Filacydzie wzięła Życie, miłości mu wydrzeć nie mogła. Cień jego wyszedł z czarnych bagien Styksu, Do tesalskiego nocą przyszedł domu. Z płaczem i skargą, biedna Laodamio, Mówił ci wszystko o swym srogim losie. Lecz gdyś szemrzące widmo objąć chciała, Wciąż się jak dym wymykało twym dłoniom. Śmierć więc miłosnych nie ujmie kłopotów -- I czarne cienie dawnym ogniem płoną. przekład: Elwira Buszewicz
|
STRONA 82 |