PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber I >  Elegia VI >  strony 17 -  19


Elegia V  left left right  Elegia VII
 

 

ELEGIA VI.

 

Niech nikt z moją ukochaną, choćby był Krezusem1, swojej nie równa,

choćby nie wiem jak szerokim władał królestwem.

Choć bowiem piękna była Hippodamia2, siedząca na rydwanie,

gdy rumaki stawały do morderczego wyścigu,

choć piękną była i ta, o którą z półdzikimi Centaurami

śmiałą walkę na pięści wydali Lapici3,

albo ta, co Feba do walki z jej śmiertelnym mężem

zmusiła na brzegach ojczystego Euenosu,

lub te wreszcie, dla których Jowisz to płowego złota,

to postać byka przybierał, to znów ptaka5

jednak Lidia urodą godnie je wszystkie zrównuje,

i raczej je może przewyższyć, niż ulec w tym pojedynku.

Twarz oddaje biel śniegu, włosy – złoto, a oczy – dwie gwiazdy6,

cała jej wspaniała postać pięknością dorównuje starożytnym boginiom.

I czy kroczy, czy się śmieje, czy też mówi cokolwiek,

pomyślisz, że opasana przewiązką Cyprydy7.

STRONA 17

Oryginalny skan

Transkrypcja

Niewieścich robót, rzekłbyś, Pallas ją uczyła,

i nie ma rzeczy, której cienką igłą nie umiałby wyszyć.

Drugiej, która by się na równi cieszyła śpiewem Pieryd8,

nie ma niewiasty zrodzonej pod sklepieniem północnego nieba9.

Rzekłbyś – to śpiewa syrena10, gdy dźwięcznym swym głosem

intonuje słodkie słowa do wtóru Orfeuszowej11 liry12.

Oto już wymazuję z serca kształty wszystkich kobiet,

które, jak sięgam pamięcią, podziwiałem w różnych stronach świata.

Jeśli me pieśni mają jakiś powab13, to tylko dzięki niej –

to dla niej śpiewa łacińska Muza, i młodsza, słowiańska14.

Gdy mnie mocno obejmie śnieżnobiałym ramieniem

i usiądzie, nie wzbraniając się, na kolanach,

zda mi się wówczas, że jako zwycięzca na wozie z kości słoniowej

wjeżdżam na stopnie złotej świątyni tarpejskiego Jowisza15,

i wtedy, bogacz, biorę w ręce piasek złocisty z rzeki Paktol16,

i na wonnych polach Arabii zbieram obfite żniwo.

Oby Cyterejka17 zawsze sprzyjała takiemu biegowi życia,

i żeby zawsze nade mną panowała ta, której ona dała tę władzę!

Gdy ją sobie zjednam, nic dla mnie nie znaczą największe

królestwa, ani też nie pragnę być jak ów dawny Midas18.

A przecież róża, czerwieniąca się ponętnie, zbroi się w ostre kolce,

podobnie słodkiego miodu strzeże wojownicza pszczoła;

I miłość, jak choroba, od trosk nie jest wolna: szczęsny ten,

którego najlżejszym, srogi Kupidynie, dotykasz nieszczęściami.

Odrzuć, zawistny chłopcze, śmiercionośne strzały,

nie obchodź się tak surowo ze swymi poddanymi.

STRONA 18

Oryginalny skan

Transkrypcja

Niech wystarczy, że zapłaczę, gdy się dziewczyna trochę rozgniewa,

Niech wystarczy, że się pożalę na jej wrodzoną płochość

stukać w niewdzięczne wrota, wejść nie móc19

być u niej w podejrzeniu to dla mnie jak śmierć!

Wszystko zniosę: bylebyś mnie ostatniej, Lidio, nadziei

            nie pozbawiła, że cię przebłagam na dobre!

 

przekład: Grzegorz Franczak


 

STRONA 19

Oryginalny skan

Transkrypcja