ELEGIA V.1
Nie wstydź się, jeśli na stronach mej książki przeczytasz, Tarnowski, swe imię. Nawet jeśli nie śpiewam o Tebach, ni o wzniosłych murach3 Pergamu2, ani o przekopanym Atosie4, ni o cieśninie przebytej na wozach5, to jednak Febus nie grodzi mi drogi do kastalijskiej groty6, ku której wiedzie ścieżka wydeptana w kraju Mimnermosa7. I mnie już dawno wieniec z matczynego krzewu uwił nagi Amor, złożywszy na ziemi swój kołczan. Więc jeśli z pogodnym obliczem przeczytasz te moje pieśni8 i mojej Muzie, i natchnieniu okażesz życzliwość, nie stracę nadziei, że kiedyś dawnych uzbroję herosów i że ich wojny wyśpiewam na aonijskiej trąbie.9 I ciebie także, przed którym bezbożny Dak zbrojny uciekał pod Obertynem przez zdradliwe brody, uciekał i Moskwicin, co zbiegając z gór ryfejskich,10 a także Scyta, straszniejszy, gdy rzuci się konno do ucieczki.11 |
STRONA 16 |
Lecz teraz pozwól, dopóki pierwszy ogień pali me ciało, bym podążał drogą, na którą wstąpiłem, i z dala od obozu, z dala od dźwięku trąb mógł zwijać pijane proporce nocnych ucieczek. Wy zaś rośnijcie tymczasem, laury Febowe12: Mnie dosyć, gdy mirtem zwieńczyć mogę skronie.
przekład: Grzegorz Franczak
|
STRONA 17 |