ELEGIA XIV.1
Chwalę cię przyjacielu, że postanowiłeś, by ukrywać swą miłość i nikomu jej nie zawierzać. Kochasz w spokoju, zawiści i obmowy złych ludzi unikasz, i sam strzeżesz swojej dobrej sławy. Mnie nie dość łagodną strzałą ugodził ów bożek2, bym był w stanie ukryć mą ranę. Choćbym milczał, zdradzają mnie moje westchnienia i bladość, która osiadła smutne oblicze. Cóż? Gdy chodzę koło zatrzaśniętych nocą drzwi albo leżę wpół śpiący na twardej ziemi, wówczas, gdy ku zachodowi chyli się leniwy Bootes3, ktoś z pochodnią przechodząc, rzecze: „Kocha ten nieszczęśnik”. |
STRONA 34 |
I nie myli się, a ja się obawiam, by jakiś zdrajca nie wyszedł stamtąd, gdzie los wzbrania mi wejść. Ty zaś fortunie przychylnej nazbyt nie ufaj, ktokolwiek jesteś: ta bogini niepewnym kołem się toczy4. Niedawno to ja przez noc całą miałem dziewczynę5, gdy ty, nieszczęsny, marzłeś przed zamkniętymi drzwiami. Marzłeś, gdy zimowy Auster6 wzburzał wody, a mnie czuła kochanka pieściła na miękkim łonie. Jaka Kolchijka7, jakie ją odmieniły zaklęcia? Może złotu większa siła jest dana niż ziołom i zaklęciom? Ktokolwiek masz złoto, niczego nie musisz już żądać. Nic lepszego nad złoto nie można sobie wyobrazić8. Tego, co dzisiaj – zwycięzca – posiada moją kochankę, pamiętam, jak chodził w hańbie z nogą oznaczoną kredą9, i jak za dnia czyścił miejskie rynsztoki, biorąc cięgi od bezlitosnego patrona. I on teraz oto, wzbogaciwszy się niecnie morderstwem lub kradzieżą, panuje w moim królestwie i cieszy się moją własnością. Ach, niech sczeźnie, kto pierwszy handlować miłością począł, kto wprowadził zwyczaj miłosnych podarków! Ów niegodziwiec wstyd pogrzebał, ów właśnie dał rozwiązłości podnietę i iskrę zapalną. Stąd zrodziły się perfidne sztuczki, a dziewczyna nauczyła się, jak drwić sobie przebiegle z poważnego mężczyzny. O szczęsny pierwotny wieku, gdy młodzież, nie znając zbytku, wiodła swój żywot wśród lasów i pośród pól!10 |
STRONA 35 |
Wtedy jeszcze dziewczęta odziewać się w miękkie jedwabie nie miały w zwyczaju, ani drogich kamieni wkładać na palce. Za odzienie starczała skóra zdarta z pierzchliwej sarny albo wiatronogiego jelenia, lub górskiego wilka. Kto dzikiego jelonka swej pani lub kolorowego ptaka wówczas darował, dar taki nad wszystko był drogi11. Nie wzbraniała się też dziewczyna winogron czy żółtych śliwek przyjąć wdzięcznie w podarku, lub zwykłych orzechów12. Takimi drobiazgami pozyskany, pewny siebie Amor nie wątpił, że największym żarem zapłonie. Dzisiaj zaś Amora się kupi za klejnoty i żółte złoto13, na próżno – wszak dar podoba się bardziej niż ten, kto daruje. Ty więc, której los zdarzył tak obfite plony, nie zwlekaj, chciwymi dłońmi sięgaj w spichlerze: gdy już darował ci szaty i oddał całe złoto, rozkaż mu, tyranko, by oddał i szkatułę. A teraz zacznij troszczyć się zawczasu o dojrzałe lata i zawiązuj trwałe przyjaźnie. Nie ufaj zbytnio szlachcicom ani bogaczom, bo gdy fortuna jest nierówna, słabnie miłość. Mnie nie odmieni ani długi wiek, ani żaden los: będziesz mi droga za życia i po śmierci.
przekład: Grzegorz Franczak |
STRONA 36 |