Pan Zamchanus
Pan jestem, las mym domem. Piszczałkę trzcinową
Lubię i lekkie pląsy nimf w noc księżycową.
Tych zaś zwą Satyrami; lasy są im lube,
Natura ich rogata, obyczaje grube.
Chodźcie tu, prostaczkowie; u boku mojego
Przyklęknijcie a wiedzcie, jak uczcić wielkiego
Króla Polski, którego jakiś los szczęśliwy
Przywiódł pomiędzy nasze lasy oraz niwy.
Witaj, niezwyciężony królu! Twym życzeniom
Fortuna niechaj sprzyja i postanowieniom,
Przybywasz pożądany. Niebo się promieni,
Patrz, jak wesoła ziemia swoje barwy mieni;
Słyszysz jak w leśnych cieniach dźwięczą ptasie tony?
Nawet dęby i liściem odziane jesiony,
Płodne lipy, i buki z dala cię witają,
Chylą wyniosłe głowy, ręce wyciągają.
I nas, szlachetny królu, chęć widzenia twego
Wywabiła tak prędko z lasu cienistego;
Dzień ten, gdy ujrzeć ciebie i twoje oblicze
Nam wolno, między święta na zawsze policzę.
Póki wśród lasów dzicy żyć będą bogowie,
Z koźlonogim Satyrem pierzchliwi Faunowie,
Tak długo w naszym sercu twa twarz będzie żywa.
A od mieszkańca lasów przyjmij, co mu zbywa;
Czara i lśniąca łyżka, podstawka do czary,
A wszystko w jednej skrzynce; maleńkie to dary.
Nie gardź jabłkami świeżo z drzewa strząśniętymi,