PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber IV >  Elegia III >  strony 121 -  129


Elegia II  left left right  Epicedion Joannis Cochanovii a Georgio Cruzelowic artium et philosophiae doctoris
 

 

 

 

ELEGIA III.

 

Jakież, o Firleju, pędzące rydwany, czy jakież wspaniałe teatry

STRONA 121

Oryginalny skan

Transkrypcja

potrafią tak samo zachwycić nasze oczy,

jak te boskie widowiska mistrzyni Natury1

i niezrównane dzieło niebieskiego sklepienia2?

Jakież malowidło zdoła dorównać barwom kwiatów,

które z nadejściem wiosny rodzi płodna ziemia3?

Albo jakiż klejnot błyszczy tak wdzięcznie,

jak rosa osiadająca o brzasku dnia na czubkach traw?

Lasy bowiem i wzgórza odziane liściastymi lasami

oraz rzeki dostarczające dobrych wód

zalecają się nie tylko pięknem czy wdziękiem,

lecz są miłe również ze względu na ich zastosowanie i pożytek.

Stąd bowiem niegdyś czerpali dawni ludzie

pożywienie, gdy nie było jeszcze mocnych pługów.

Stąd bierze żywność wszelki rodzaj bydła i dzikich zwierząt,

które są dla ludzi pożyteczne na tysiąc sposobów.

Sama zaś ziemia, nawet nieuprawiana i zaniedbana,

jest już ze swej natury zewsząd ozdobiona.

A jeśli będzie troskliwie uprawiana przez ludzi i orana przez woły,

jak wiele wspaniałych nagród czeka na oracza!

Ani zaś pereł zbieranych na wybrzeżach Wschodu4,

ani konch zrodzonych w Morzu Czerwonym5

nie będziesz bardziej podziwiać, niż przypływów

samego morza, albo oceanu nigdy nie przekraczającego

stałych granic, chociaż wszystkie rzeki

toczą doń zewsząd swe niewyczerpane wody.

Z kolei gdy wejrzysz na złocistą świątynię bezmiernego nieba6,

STRONA 122

Oryginalny skan

Transkrypcja

Czyż istnieje coś, co mogłoby tak samo zachwycić ludzkie oczy?

Tu zobaczysz owe Niedźwiedzice, świecące całymi nocami,

tu wątłe pochodnie Plejad8 i Hiad7,

tu Oriona9, na którego zważają zalęknieni żeglarze,

i tysiąc innych [gwiazd] o niezliczonych kształtach,

a wszystkie one na prędkiej orbicie wielkiego nieba

mkną ku zachodnim morzom.

Pięć gwiazd naprzeciw ciebie staje do wyścigu10,

I krąży przez wielką próżnię11

Uważa się, że ich spokojny obrót wyznacza cykl roku,

ustalony na niezliczone wieki.

W środku, pomiędzy nimi jaśnieje słońce. Na świecącym wozie,

zaprzęgłszy konie, jedzie przez przejrzyste niebiosa.

Jako sprawca pór roku już to zwraca się ku regionom Austra12,

już to zmierza ku chłodnym powiewom Boreasza13;

Księżyc zaś, wciąż to się rodząc, to się starzejąc,

bądź to cały ukryty, bądź to w pełni świecący,

z rozmysłem, jak się wydaje, został umieszczony przez bogów

jako znak w sąsiedztwie ziemi,

aby swymi zmiennymi kształtami, coraz to

w innej pojawiając się postaci, spragnionego wiedzy

człowieka wabił ku sobie, a podnosząc go z błota ziemi,

skłaniał do zwrócenia uwagi na czyste krainy niebios14.

Jeśli zaś nie jest pozbawione sensu to, co owa ściana w Delfach

powiada, nakazująca każdemu poznać samego siebie15,

to zbadaj też, Firleju, naturę samego człowieka;

STRONA 123

Oryginalny skan

Transkrypcja

być może i tu znajdzie się coś, co pociągnie umysł.

Najpierw więc rozważ tyle różnorodnych kształtów,

pochodzących z zasobnego spichrza natury;

ile widzisz tych kształtów, tyle sobie wyobraź typów obyczajów.

Zatem nic dziwnego, że przez niezliczone wieki

ledwo trzy godne pary przyjaciół16 znalazły się w całym świecie –

za co winę ponosi niezgodność charakterów.

Jeśli nie ma porozumienia, tak aby tego samego chcieć, i tego samego nie chcieć,

wówczas wierna miłość nie towarzyszy przyjaźni.

Gdy zaś, o Firleju, czytać będziesz o Sfinksie17, o dwukształtnej Scylli18,

albo innych zadziwiających potworach, jak Centaury19,

nie przypuszczaj, że kiedykolwiek istniały takie dziwy,

bo to byłoby niezgodne ze zdrowym rozsądkiem:

Uważaj raczej, że w ten sposób przedstawiono ci obrazowo

człowieka mającego podwójną naturę.

Czy nie widzisz, że gdy ktoś zapłonie srogim gniewem

albo dręczą go nieumiarkowane pragnienia,

tak bardzo oddala się od właściwej i rozumnej drogi,

że już nie polega na swym umyśle i całkiem się zapomina?

Działa na oślep, podobnie jak koń zerwawszy uprząż

pędzi w ucieczce, czy to po równej, czy nierównej drodze20.

Taka właśnie bestia sprzężona jest zwykle z ludzkim ciałem.

Jeżeli, zlekceważywszy właściwe człowieczeństwo,

ktoś dba tylko o nią, dobrowolnie oddając się namiętnościom

i pobłażając swym żądzom,

wówczas, Firleju, nie wiedzie on żywota ludzkiego, różniącego się od [życia] zwierząt

STRONA 124

Oryginalny skan

Transkrypcja

lecz – jak należy sądzić – żywot bydlęcy21;

natomiast owa postać ludzka, sprzężona ze zwierzęcą naturą,

może być nazwana obrazem umysłu ludzkiego.

Tę ostatnią część nie bez racji możesz zwać człowiekiem właściwym;

wielcy ludzie – jak się wydaje – uważali, że tak jest.

Sądzę bowiem, że nie dlatego zwykliśmy zwać kogoś człowiekiem,

że ma głowę, barki, ramiona

i tym podobne rzeczy, które nie w większym stopniu jemu

zostały dane niż – przyznaj – zwierzętom;

dlatego wszakże, że wyposażony został w rozum, a dzięki temu mistrzowi

rozpoznaje oznaki prawdy i fałszu,

odróżnia cnotę od występku, uczciwość od podłości,

a na podstawie tego, co zdarzyło się wcześniej, przewiduje skutki wydarzeń.

To są, jak trzeba przyznać, Firleju, właściwości człowieka.

Każdy, kto o to właśnie się troszczy,

poskramiając prawem rozumu owo dzikie bydlę

i czcząc pobożność oraz sprawiedliwość22,

winien być zwany kimś żyjącym naprawdę po ludzku,

jako ten, kto pamięta o swej naturze.

Gdziekolwiek zaś rozciąga się ziemia oblana słonym morzem23

i gdzie działają żelazne prawa24 śmierci,

nie znajdzie się żadna istota żywa wspanialsza od człowieka;

zdają sobie z tego sprawę – jak mniemam – nawet nierozumne zwierzęta.

Jednak twierdzenia, że świat został stworzony z naszego powodu,

raczej nie da25 się rozumowo dowieść.

Jeśli bowiem wziąć pod uwagę korzystanie z ziemi i powietrza –

STRONA 125

Oryginalny skan

Transkrypcja

podtrzymują one życie zarówno zwierząt, jak i człowieka.

Jeśli zaś mamy sobie przypisać ten zaszczyt jako wybitny gatunek,

również pod tym względem nasza sprawa nie przedstawia się lepiej:

o ile człowiek przewyższa bezrozumne zwierzęta,

o tyle ustępuje duchom niebieskim.

Poza tym, jeżeli stwarzając świat Bóg chciał

dogodzić człowiekowi, z jakiej przyczyny wprowadził dzikie zwierzęta

nieprzyjazne rodzajowi ludzkiemu: tygrysy, lwy

i krokodyle o olbrzymich cielskach?

Dlaczego sroży się znienawidzony głód i zaraźliwe powietrze,

dlaczego śmierć zabija przedwcześnie maleńkie dzieci?

Pomijam tu krainy opanowane wiecznym mrozem

i państwa podległe zionącym ogniem rumakom słońca;

pomijam nieznane morze, skały, rozległe bagna,

na które nie ma przystępu stopa śmiertelnika.

Cokolwiek zaś pozostaje gruntu, natura zawzięcie okrywa to

cierniem i obsiałaby wszystko gęstymi krzakami,

gdyby nie przeciwstawiła się temu ustawiczna praca i siła człowieka,

która porusza płodną ziemię motyką

dla odegnania głodu; a jednak nawet i ten trud

nierzadko idzie na marne i przepada,

gdy zasiewy zwarzą albo zbyt wielkie upały słoneczne,

albo deszcze, wiatry, czy potężne i złowrogie mrozy.

Zatem, Firleju, bardzo, a nawet zanadto pochlebia sobie ten,

kto sądzi, że świat został stworzony ze względu na niego26.

Bardziej prawdopodobne jest, że Ojciec i Stwórca świata,

STRONA 126

Oryginalny skan

Transkrypcja

który sobie wystarczając, nie potrzebuje nikogo,

miał na względzie samego siebie i dążył tylko do własnej korzyści,

gdy swą potężną dłonią tworzył świat –

mianowicie, aby na miarę takiego Rzemieślnika, którego mądrość

oraz potężne siły, jak również ogromna dobroć, są wciąż żywotne27,

powstało godne dzieło, od którego nie było nigdy nic doskonalszego

ani piękniejszego swą postacią, ani lepszego,

i aby najwyższa przyjemność głaskała serce Stwórcy,

kontemplującego po wsze czasy swe dzieło.

Nasza sprawa zatem tak się przedstawia, jakby ktoś o wielkim majątku

postanowił zbudować wspaniały dom,

gdzie mógłby swobodnie cieszyć swój umysł i okazywać

wielkość swej szczodrobliwości.

Zgromadziłby tam zarazem zewsząd starożytne skarby,

złoto, marmur, konie, uzbrojonych niewolników,

oraz inne rzeczy tego rodzaju, które, jak się wydaje,

mogą się przydać ku pożytkowi lub ozdobie tego domu.

Tam zaś ktoś, którego król przeznaczył czy to do doglądania libijskich słoni28,

czy to do pełnienia straży u wrót

nadąłby się taką pychą, że sądziłby w swej głupocie, iż ten gmach

stawiony został z jego powodu.

Z jakimże śmiechem (który jest nagrodą należną głupcom)

przyjąłby to sam pan?

Tak samo zapewne jest z człowiekiem, gdy w upojeniu

roi sobie, że świat został stworzony z jego powodu,

choć rozum i sama postać rzeczy wystarczająco obalają jego racje,

STRONA 127

Oryginalny skan

Transkrypcja

a on nadyma się pychą i przesadną miłością własną.

Jak więc powiedziano, wydaje się, że ze względu na siebie

potężny Bóg zbudował tę wspaniałą świątynię świata29.      

Natomiast zarówno duchy niebieskie30, jak my, pokolenie śmiertelnych,

jesteśmy szlachetniejszą służbą tego Pana.

I tak jak duchy, pod rozkazami Boga, rządzą najwyższymi krainami,

tak rodzajowi ludzkiemu powierzono pieczę nad ziemią.

Funkcje zaś rozdzielono według metalu,

którego każdy nosi domieszkę, gdy się rodzi31.

Do żelaza32 zatem należy uprawa pól i zapewnienie żywności tym,

którzy poświęcili się innym zajęciom.

Do spiżu33 – odlewanie różnych użytecznych rzeczy

i ukazywanie bogom ziemi w ozdobnej szacie.

Do srebra34 – odpędzanie precz drapieżnych monstrów,

jeśli nawet w ludzkim ciele kryje się jakaś bestia.

Do złota35 – sprawowanie władzy, dyktowanie praw

miastom i troska o dobro publiczne.

Każdy więc, kto odrzuci precz chciwość i brudny

zysk, prawidłowo wypełnia swój obowiązek,

przysparzając, jak tylko potrafi, chluby wspólnej ojczyźnie

i okazując posłuszeństwo niebianom,

zostanie – jak się można spodziewać – wyniesiony ku górze, gdzie

dopełniwszy życia, porzuci śmiertelną powłokę.

Kto zaś pozwala, by dary boże rdza niszczyła,

i żadnymi służbami ojczyzny nie wspiera,

tylko, jak truteń, pustoszy jedynie spichlerze pszczół

STRONA 128

Oryginalny skan

Transkrypcja

leniwie żyjąc w bagnie,

ten wstąpi w świnie i żaby Pitagorasa36

po śmierci, i nadstawi Furiom37 grzbiet do bicia.

Bo chociaż istniał pewien odłam mędrców,

który śmiał skazywać dusze na karę śmierci38,

jednak większa część wierzy, że będą zachowane od śmierci,

i że żyć będą po wieczny wiek.

Bo skoro Bóg istnieje, należy przyznać, że jest On sprawiedliwy;

natomiast na tym świecie często można zobaczyć,

że niewinnych uciska bieda, szkodliwym zaś się powodzi39,

a każdy może osądzić, na ile to sprawiedliwe.

Dlatego albo Bóg jest niesprawiedliwy (co mówić jest fałszem),

albo w lepszej swej części człowiek jest wieczny.

A jeśli nie odbiera on należytej odpłaty za swe zasługi, dopóki

żyje uwikłany w śmiertelne ciało,

powinno się sądzić, że został zachowany ku życiu przyszłemu,

gdy Bóg okaże każdemu jawną sprawiedliwość.

 

tłum. Elwira Buszewicz


ELEGIA III.

 

Jakież wyścigi czy teatr, Firleju,

            Równie zachwycić mogą nasze oczy,

Co widowiska mistrzyni-natury

            I niezrównane niebieskie sklepienie?

Jakiż się obraz barwą zrówna z kwieciem,

            Które na wiosnę twórcza rodzi ziemia?

Czy jakiś klejnot tak wdzięcznie rozbłyska

            Jak rosa trawy o świcie pieszcząca?

Gaje i wzgórza odziane lasami,

            Oraz dające świetną wodę rzeki,

Nie tylko wdzięcznym nas cieszą wyglądem,

            Ale pożytkiem i plonem też nęcą.

Stąd przecież dawniej czerpali śmiertelni

            Pokarm, nim dzielne wymyślono pługi;

Stąd pasza bydła i leśnej zwierzyny,

            Z których ma człowiek pożytków tak wiele.

A sama ziemia, choć nieuprawiana,

            Jakże z natury swojej jest bogata!

Gdy zaś do orki człek wołu zaprzęgnie,

            Jakież czekają oracza nagrody!

Ani zaś perły ze wschodnich wybrzeży,

            Ni te, co rodzą się w Morzu Czerwonym,

Nie są tak godne podziwu, jak odpływ

            I przypływ morza, a także ocean,

Co nigdy z granic swoich nie wystąpi,

            Choć wszystkie rzeki mnóstwo wód doń toczą.

Spójrz też na niebios złocistą świątynię –

            Cóż tak ucieszyć ludzkie oczy zdoła?

Tu Niedźwiedzice lśnią przez całe noce,

            Tu wątłe Plejad i Hyad pochodnie;

Tam Orion, znak dla zlęknionych żeglarzy,

            Tam widać tysiąc różnych innych kształtów.

Wszystkie na prędkiej niebieskiej orbicie

            Tkwią, ku zachodnim pomykając morzom.

Na wprost twych oczu pięć gwiazd w szranki staje,

            Przez wielki bezkres dookoła krążąc;

Ich oś niespieszna cykl roku wyznacza,

            Który przez wieki trwa niepoliczone.

Wśród gwiazd tych Słońce płonie; w lśniącym wozie

            Ciągną je konie przez eter przejrzysty;

Ono przyczyną pór roku, zmierzając

            Tam, gdzie dmie Auster lub zimny Boreasz.

Księżyc, co raz się rodzi, raz starzeje,

            W pełni ukryty bądź w pełni świecący,

Zadziwiający, zapewne z rozmysłem

            W pobliże ziemi przez bogów był dany

By różne kształty i wciąż różne twarze

            Objawiał, i tak przyciągał ku sobie

Żądnego wiedzy człowieka, podnosząc

            Go z błota ziemi, by spoglądał w niebo.

Jeśli zaś mądrze ściana w Delfach mówi,

            Która każdemu siebie poznać każe,

Poznaj, Firleju, naturę człowieka,

            Może i w niej coś umysł twój przyciągnie.

Zważ wpierw, jak wiele niepodobnych kształtów

            Wydała z siebie obficie przyroda.

Ile tych kształtów, tyle ludzkich natur,

            Cóż więc dziwnego, że przez bezmiar wieków

Ledwie trzy pary druhów się znalazły,

            Co z niezgodności charakterów płynie,

Bo jeśli nie ma zgody chceń i niechceń,

            To wierna miłość przyjaźni nie wiąże.

Gdy zaś, Firleju, o dwukształtnej Scylli,

            O Sfinksie lub o Centaurach przeczytasz,

Nie myśl, że kiedyś żyły takie monstra.

            Bo tego zdrowy rozum nie pomieści

Uważaj raczej, że to są symbole

            Człowieka, jego podwójnej natury.

Nie widzisz, jak ktoś, srogim płonąc gniewem

            Albo nękany żądzami bez miary,

Porzuca drogę zdrowego rozsądku,

            Traci świadomość, nie zważa na siebie,

Pędząc na oślep, czy trakt, czy wertepy,

            Jak zbiegły rumak, co zerwał wędzidło?

Taka to bestia mieszka w ludzkim ciele;

            Gdy ktoś dba tylko o nią, a zaniedba

Swe człowieczeństwo, afektom poddany

            I dla pożądań swoich pobłażliwy,

Nie myśl, Firleju, że ludzkie prowadzi

            Życie, a raczej, że żyje jak bydlę.

Zaś ów kształt ludzki o naturze zwierza

            To podobizna ludzkiego umysłu,

Który zwać możesz człowiekiem właściwym,

            Tak uważali wybitni mężowie.

Kogoś człowiekiem zwiemy nie dlatego,

            Że ma on głowę, ramiona i barki,

I tym podobne (bo przyznasz, że dano

            Je też zwierzętom, a nie tylko jemu),

Lecz, że ma rozum. Idąc za tym mistrzem,

            Prawdę potrafi odróżnić od fałszu,

Cnotę od wady, zacność od podłości,

            A rzeczy przyszłe z przeszłych czytać umie.

 To są znamiona człowieka, Firleju,

            A kto się takim zajęciom poświęci,

Prawem rozumu głupie zwierzę zdusi

            Kształcąc pobożną w sobie sprawiedliwość,

Ten – uznać trzeba – żyje tak jak człowiek,

            O swej naturze nie zapominając.

Bo gdzie się morzem oblany ląd ściele,

            I srogie śmierci panują prawidła,

Większej niż człowiek nie znajdziesz istoty,

            Sądzę, że nawet zwierz głupi wie o tym.

Ale czy z naszej świat powstał przyczyny?

            Raczej rozumem tego nie dowiedziesz.

Co do pożytku z ziemi i powietrza,

            Człowiek i zwierzę równo się tym żywi.

A jeśli człowiek chce być wyższym bytem,

            To nie najlepiej nasza rzecz tu stoi.

Bo jak góruje człek nad zwierzętami,

            Tak stoi w tyle za duchami niebios.

A zresztą, jeśli Bóg ten świat stwarzając

            Chciał człowiekowi dogodzić, dlaczego

Wrogie ludzkiemu rodowi tygrysy,

            Lwy, krokodyle ogromne tu ściągnął?

Czemu się sroży wstrętny głód, zaraza,

            Czemu przedwczesna śmierć dziatki porywa?

Pomijam kraje, gdzie są wieczne śniegi

            Lub te, na które słońce ogniem zionie;

Morza nieznane, skały, wielkie bagna,

            Gdzie ani stopa ludzka stanąć może.

A resztki pola zaraz cierniem dławi

            Natura, siejąc wszędzie gęste chaszcze;

Chyba że ludzki trud do walki stanie,

            Zwykły motyką wzruszać żyzną ziemię

Dla odegnania głodu. A nierzadko

            Trud ten na marne idzie i przepada,

Kiedy zasiewy zwarzą zbytnie skwary,

            Deszcze lub wiatry, albo mróz nieznośny.

Nadto, o nadto więc sobie pochlebia,

            Kto myśli, że świat dlań powstał, Firleju.

Raczej ów Ojciec i Stwórca wszechświata,

            Który sam sobie starcza, nie zna braku,

Siebie i swoją korzyść miał na względzie,

            Gdy swą potężną ręką świat budował –

Aby powstało dzieło godne Mistrza

            Pełnego mocy, dobroci, miłości,

Dzieło, nad które nic doskonalszego

            Ni piękniejszego ni lepszego nie ma;

By wielka rozkosz była w sercu Stwórcy,

            Aż po wiek wieków, gdy swą ujrzy pracę.

 Z nami zaś tak jest, jakby ktoś bogaty

            Dom postanowił wspaniały zbudować,

Dla ukojenia i swobody myśli,         

I okazania swej szczodrobliwości.

Tam by zgromadził wszelkie dawne skarby,

            Złoto, marmury, broń, konie, strażników

I wszystko inne, co może się przydać,

            Lub wytworności domowi przyczynić.

A gdy ktoś, słoni libijskich pilnując

            Lub z woli króla wrót wejściowych strzegąc,

Nadął się próżną pychą i dowodził,

            Że to dla niego ten pałac stawiono,

Jakimże śmiechem (to cena głupoty)

            Musiałby na to pan zareagować?

Tak jest z człowiekiem, gdy w pijanym widzie

            Roi, że świat jest dla niego stworzony.

Ale i rozum, i stan rzeczy mówią,

            Że egoizmem pysznym się nadyma.

Jak więc wspomniano, ze względu na siebie

            Wielki gmach świata możny Bóg zbudował,

A duchy niebios i my, ród śmiertelnych

            Sługami pana owego jesteśmy.

Jak z woli Boga duchy żyją w górze,

            Tak rodzaj ludzki ziemię ma na pieczy;

Każdy otrzymał dar według metalu,

            Którego ma przymieszkę, gdy się rodzi.

Żelazo rolę uprawia i żywi

            Tych, co się innym parają zajęciem.

Spiż różne rzeczy przydatne odlewa,

            By bogom ziemię pokazać w ozdobie.

Srebro odpędza drapieżne potwory

            I bestie, co się w ludzkim kryją ciele.

Złoto sprawuje władzę, daje prawa

            Miastom, o dobra publiczne się troszczy.

Kto, od chciwości i brudnego zysku

            Daleki, według swego daru działa,

Wspólną ojczyznę zdobiąc tak jak umie,

            I wolę nieba przy tym wypełniając,

Ten – jest nadzieja – wyżej się wznieść może

            Wyzuty z życia i powłok śmiertelnych.

A kto pozwala rdzewieć darom Bożym

            I żadną służbą nie wspiera ojczyzny,

Lecz pszczół spichlerze jak truteń pustoszy,

            Życie leniwe w grzęzawisku wiodąc,

Pitagorejską żabą albo świnią

            Będzie po śmierci, Furie siec go będą.

Bo choć istniała pewna mędrców grupa,

            Co odważyła się uśmiercać dusze,

Większa część jednak sądzi, że przetrwają,

            I będą żyły aż po wieczne czasy.

Bóg zaś, skoro jest, to jest sprawiedliwy;

            Tymczasem w życiu często widzieć można

Niewinnych w biedzie, szkodliwych w rozkwicie

            Każdy rzec może, czy to sprawiedliwe.

Niesprawiedliwy jest więc Bóg? Lecz fałsz to.

            Raczej swą lepszą cząstką człek jest wieczny.

 

tłum. Elwira Buszewicz


STRONA 129

Oryginalny skan

Transkrypcja