PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber II >  Elegia X >  strony 57 -  60


Elegia IX  left left right  Elegia XI
 

 

ELEGIA X.

 

Po co wydłużać czas opłakanego życia

i nosić w głębi serca śmiertelną ranę?

Kamienie łatwiej poruszyć i twarde skały,

niż zapanować nad uczuciem mojej pani.

Póki była nadzieja na poprawę, ze stałością ducha

przyjmowałem cokolwiek przyniósł nieprzyjazny los.

Teraz nawet wyczerpana nadzieja słabnie, chyli się ku czczej starości,

a gdy wreszcie zgaśnie, życie stanie się dla mnie udręką.

Czemu zwlekam? Nie lepiej albo rzucić się w odmęty,

albo, nieszczęsny, przebić bok twardym mieczem?

Nie ma innego sposobu, by pokonać długotrwałą miłość,

jedyne to lekarstwo na tak wielkie cierpienie1.

STRONA 57

Oryginalny skan

Transkrypcja

Lecz wiedz, wiarołomna, że nie będziesz urągać mym prochom,

bo i tobie Amor grozi tym samym co mój losem.

Nad tym, którego przez swą pychę wtrąciłaś do czarnego Orku2,

użalisz się, i sama padniesz martwa na jego ciało.

Kalliroe3 miała być złożona w ofierze bezlitosnemu Bakchusowi4,

chyba żeby znalazła kogoś, kto zgodzi się ją zastąpić.

Tym, kto zechciał ponieść śmierć w miejsce nieszczęsnej

dziewczyny, nie był jej brat ani siostra,

a kochanek tylko, który choć kochał daremnie, wzgardzony,

to rzucił dla niej, obcej, swój los na szalę.

Widząc ten uczynek, zbyt późno poznawszy się na poświęceniu

i niesłychanej wierności nieszczęśliwego kochanka,

przebiwszy swe serce, padła na jego martwe ciało

i legła u stóp ołtarza – jeszcze jedna smutna ofiara.

A zatem, o bezlitosna, umrę przedwczesną śmiercią,

a mój zgon ściągnie na ciebie gniew i pomstę.

Umrę, zaiste, ale i przędza twoich lat

nie będzie dłuższa – wraz ze mną trzeba ci zginąć.

A jeśli zwlekać będziesz, powodowana umiłowaniem życia,

sprawię, że twój żywot stanie się gorszy od śmierci.

Bo jeśli legniesz zmorzona upragnionym snem,

ja – niedotykalny cień – twe sny rozproszę;

a jeśli na jawie – zjawię się przed twoim obliczem

i gdziekolwiek pójdziesz, ja – szkielet – pójdę za tobą.

Niekiedy z ukrycia głośno wołać cię będę,

niekiedy zaś poczujesz, jak wymierzam ci razy.

STRONA 58

Oryginalny skan

Transkrypcja

Wtedy dopiero zrozumiesz, pożałujesz swej przeszłej pychy,

zapłaczesz, że stałaś się przyczyną mej śmierci.

Wtedy będziesz próbowała przebłagać mój cień

i czystą siarką okadzić przeklęte domostwo,

lecz na darmo: bo obciążona tak wielką przewiną

Orkusowi5 musisz oddać zbrodniczą duszę i bezbożną głowę.

Tam, bezecna, poniesiesz karę za wzgardę miłości,

tam każdy odbiera zapłatę za swe uczynki.

Tym, co ważyły się poderżnąć gardło śpiącym mężom,

córom Belosa6, ciążą tam na szyi dzbany z niewyczerpaną wodą;

tam Iksjon7, co porwał się na małżonkę Jowisza,

kręci się rozpięty na wirującym kole;

Syzyf8 biedzi się z ogromnym głazem, ten zaś

z wierzchołka góry stacza się do jej podnóża;

ległszy swym ciałem na całych dziewięciu stajach,

Titios9 karmi odrastającą wątrobą nienasyconego ptaka –

tam właśnie i ty, wiarołomna, musisz się znaleźć,

policzona w poczet potępionych – zbrodniczy cień.

Mnie zaś, który niewinny zstępuję ku falom Styksu10,

czekają pola przeznaczone pobożnym zmarłym,       (duchom)

gdzie żadnych nie słychać narzekań, gdzie żadnych mąk,

lecz tylko tańce i śpiewy, i przyjemne zabawy.

Tu w gęstym tłumie Safona, która rzuciła się z Leukady11,

wydaje słodkie dźwięki z miodopłynnych ust;

zasiada przy niej, skronie uwieńczywszy wawrzynem,

Orfeusz, i uderza w śpiewne struny cytry;

STRONA 59

Oryginalny skan

Transkrypcja

naprzeciw niego zasiada Lukrecjusz12, chluba łacińskiego świata,

który unieśmiertelnił w swych pismach;

jest tu i tysiąc innych, którzy uciekli od przykrości życia

i własnymi rękoma zadali sobie śmierć.

Ta właśnie kraina mnie przyjmie, gdy dokonam żywota:

nadzieję tę daje mi moja pobożność i uczciwość.

Niech nie kusi mnie bezbożna mądrość, która naucza,

że jedną śmiercią umiera i ciało, i dusza,

że obojętni bogowie mieszkają w niedosięgłym eterze,

a ludzkimi sprawami kieruje przypadek, nie rozum.

Ilekroć cień zmarłego zjawia się na własnym grobowcu

i wyraźnym głosem wypowiada zrozumiałe słowa,

ilekroć bóg przemierza czyste niebo na pędzącym rydwanie13

i grzmi, przypominając nam o sobie,

tylekroć powściąga zapędy człowieka zadufanego w swe siły,

a tego, kto upadł na ziemię, wynosi ku jasnym gwiazdom.

 

przeł. Grzegorz Franczak


STRONA 60

Oryginalny skan

Transkrypcja