PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber III >  Elegia VIII >  strony 85 -  87


Elegia VII  left left right  Elegia IX
 

 

Elegia VIII.

 

Karolu!1 Tak daleko od naszych krajów przebywasz,

że trudno mi sobie wyobrazić, iż kiedykolwiek to przeczytasz.

Jeśli jednak ktoś, wyruszywszy z północnych stron2,

szczęśliwie postawi stopę na waszym wybrzeżu,

to choćby ci nie przekazał żadnych pieśni mej Muzy,

będzie przynajmniej świadkiem mego uczucia do ciebie.

I Loara3, i Rodan czuły mój ból,

gdy miałem opuścić francuskie państwo.

Jednak nieszczęsne domostwo, osierocone po obojgu rodzicach4,

Wyraźnie wzywało mnie ku ziemi ojczystej,

bym nie zwlekał ani chwili, bym jak drugi Ulisses5

nie opłakiwał wraz ze starym psem swych strat.

Lecz gdybym nawet, Karolu, za Góry Ryfejskie6

Zawędrował, moje serce zawsze będzie przy tobie.

Poznałem twą serdeczność i dobrą wolę,

gdy tułałem się jako gość w obcych krajach.

Pod twym przewodnictwem zwiedziłem Akwitanię i ziemie belgijskie

Oraz położoną na samym brzegu morza Marsylię,

A także domy Celtów oraz wielkie miasto, przez które płynie

błękitna Sekwana o popędliwych falach.

Tu ujrzałem słynnego, uderzającego w struny ojczystej lutni

Ronsarda7,  zdumiałem się nie mniej,

niż gdybym słuchał Amfiona kładącego mury tebańskie,

Orfeusza czy Linusa, potomka Feba8.

STRONA 85

Oryginalny skan

Transkrypcja

Zachwycone rzeki zatrzymały się w biegu,

a kamienie podskoczyły na tak niezwykłe dźwięki.

Opiewał on chwałę bogów i pożytki pięknego pokoju,

gdy niebiańskie konie uniosły już Marsa9.                 

A teraz, gdy Henryk10  zginął okrutną śmiercią,

jakież łzy zapewne wylewa?           

Nie tak opłakuje Itysa11 w ateńskich lasach12

ptak attycki, nie tak płacze umierający łabędź.

Oto więc, gdy tylekroć doświadczywszy pomyślnego i niepomyślnego losu

prowadziłeś wielkie boje odważną prawicą,

gdy tylekroć rzucałeś się pomiędzy szyki nieprzyjaciół,

pociski cię oszczędzały, waleczny królu.

Teraz zaś, w czasie pokoju13, biorąc udział w turnieju,

Okrwawiony, zostałeś porwany ku wodom Styksu14.

bo dostawszy się w mały otwór, wpuszczający światło do hełmu,

sroga włócznia przeszyła ci głowę.

Czegóż mógłbyś się mniej spodziewać, niż tego, że położywszy kres

krwawym bojom, zginiesz od srogiej broni?

Nie było żadnego wroga, lecz nieubłagana prośbą ani złotem

żelazna Kloto15 nie chce z nami paktować.

Gdy prędkiemu wrzecionu zabraknie przędziwa,

nie pozwala ona wyprosić ani jednego dnia.

Dlatego, jeśli zawistny los chciał, bym się ubogo  urodził,

nie chcę jako bogatszy iść przed sąd stygijski16.

Niech na mnie złym okiem nie patrzą bogowie,  jeśli żył będę wolny od wszelkiej troski,

odłożywszy na bok zmartwienia.

STRONA 86

Oryginalny skan

Transkrypcja

Nie przybędziemy do ciemnego Orku17 na zaprzężonym w konie rydwanie.

Tu zostanie złoto, tu szaty, tu kość słoniowa.

Nadzy i ubodzy popłyniemy łodzią śmierci,

Tam, gdzie [żebrak] Irus siedzi wraz z bogatym Krezusem18.  

 

przekład: Elwira Buszewicz


Elegia VIII.


Karolu ! W tak dalekim jesteś kraju,

            Że nawet wątpię, czy ten wiersz przeczytasz.

Gdy jednak ktoś, wyruszywszy z Północy,

            Cały i zdrowy na twym stanie brzegu,

To nawet jeśli nie da ci mej pieśni,

            Moją serdeczność na pewno wyrazi.

Gdy miałem kraje francuskie opuścić,

            Czuły mą boleść Rodan i Loara.

Lecz dom nieszczęsny, bez ojca, bez matki,

            Wzywał mnie głośno ku ojczystej ziemi,

Nie mogłem zwlekać; miałżebym jak Odys

            Ze starym psem opłakiwać swe straty?

Lecz choćbym przeszedł za Ryfejskie Góry,

Sercem, Karolu, wciąż przy tobie będę.

Poznałem twoją serdeczną życzliwość,

            Kiedy tułaczem byłem w obcych krajach.

Z tobą zwiedziłem Belgię, Akwitanię,

            Nad samym morzem leżącą Marsylię,

Domostwa Celtów i miasto ogromne,

            Przez które płynie burzliwa Sekwana.

Tam zobaczyłem owego Ronsarda,

            Co na ojczystej grał lutni. Zamarłem,

Jakbym samego słyszał Orfeusza,

            Amfiona, czy Linusa – syna Feba.

Rzeki w zachwycie bieg swój powstrzymały,

            Skały na takie dźwięki podskoczyły.

On to wysławiał dobroczynny pokój

            I bogów chwałę, gdy już Mars ustąpił.                    

A dziś, gdy Henryk straszną zginął śmiercią,

            Jakież potoki łez musi wylewać?

Ni konający łabędź tak nie płacze

            Ani attycki ptak za swym Itysem.

Królu waleczny, tyleś toczył wojen

            Kapryśne szczęście mężną kusząc dłonią,

A gdyś się rzucał między szyki wrogów,     

To ich pociski życia ci nie wzięły.                                                               

A gdyś w turnieju walczył w czas pokoju,

            We krwi skąpany trafiłeś do Styksu.

Głowę przeszyła ci okrutna włócznia,

            Wpadłszy do hełmu przez otwór tak wąski.

Czyż mogłeś sądzić, że od srogiej broni

            Zginiesz, gdyś wojnom kres położyć zdołał?

Wroga nie było, lecz nieubłagana

            I nieprzekupna Kloto paktów nie zna:

Gdy brak kądzieli na wartkim wrzecionie,

            Nawet jednego dnia nikt nie wyprosi.

Los chciał zawistny, bym się w biedzie rodził,

            Nie chcę z bogactwem iść przed sąd stygijski.

Niech mi pozwolą bogowie bez troski

            I bez kłopotów żyć sobie w spokoju.           

Nie koń, nie rydwan nad Styks nas poniesie,

            Złoto i kość słoniowa tu zostanie.

Nagich i nędznych weźmie łódź śmiertelna,

            Tam gdzie już Irus wraz z Krezusem siedzi.

przekład: Elwira Buszewicz

 

STRONA 87

Oryginalny skan

Transkrypcja