PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber III >  Elegia XV >  strony 97 -  99


Elegia XIV  left left right  Elegia XVI
 

 

Elegia XV.

 

Uprawiam ojczyste zagony; żegnaj teraz, fałszywy dworze,

za nic mam twoje wielkie obietnice.

Wolność jest dla mnie jak klejnot i jak ów piasek,

który płynie w złotonośnych wodach rzeki lidyjskiej1.

Tu nie tkwię na progu, czekając na czyjeś skinienie,

Urażając sobie delikatny bok o twarde drzwi.

Nie muszę też, nie zasiadłszy jeszcze do posiłku, modlić się, by pan zgłodniał,

ani torować nikomu w tłumie drogi pięściami.

Nie dostosowuję życia do niczyich praw i mogę

uporządkować sobie czas według własnego uznania.

Zatem albo czerpię nauki ze stron poświęconych Sokratesowi2,

dzięki czemu umysł uczy się uwalniać od wad,

STRONA 97

Oryginalny skan

Transkrypcja

albo obmyślam pieśni zgodne z Muzą łacińską,

które będzie mógł śpiewać łagodnym głosem mój Sarmata.

Nie przynosi mi też wstydu uprawa żyznego poletka --

uważam, że gorzej należy oceniać bycie sługą.

Wsie odmieniły pierwotną, skromną strawę złożoną z żołędzi

dzięki bogatemu plonowi złocistego pola.

Wsie istniały wcześniej niż zamknięte murami miasta;

a gdyby nie było wsi, obwarowane wieżami miasta wymarłyby z głodu.

Stąd wywodzi się żołnierz, zdolny znosić zarówno upał, jak i mróz,

stąd doszedł do władzy surowy konsul3.      

Nawet jeśli Jowisz upodobał sobie przybytek tarpejski4

a wojownicza Pallas6 miłuje miasto Cekropsa5,

to przecież nie brzydzi się naszą czcią złocista Ceres7,

której oddajemy kłosiane wieńce podczas żniw.

Podobnie dojrzałe w letnim czasie

winogrona, składane ich wynalazcy, są mu miłe.

Pales8 raduje się mlekiem, jabłka należą się Priapowi9 --

ten jest stróżem ogrodów, tamta troszczy się o stada.

Po cóż mam jeszcze wspominać o nimfach, mających na pieczy góry i stawy?

po cóż bystrego Fauna10 i koźlonogiego Pana?11

Wszyscy oni, czy to bóg, czy bogini, są dla nas święci

i radują się naszą – jak sądzimy -- czcią.

Potomstwem bydła i obfitością plonów odwzajemniają

i spełniają modlitwy, pamiętając o ubogim rolniku.

Gospodarzu, zaraz wtedy zacznij zwykłą pracę

i ustawicznymi uderzeniami wytrząsaj ziarna.

STRONA 98

Oryginalny skan

Transkrypcja

Dopóki zaś sprzyja Boreasz12, dopóki rzeki skute są lodem,

A lód i śnieg ułatwiają drogę,

Sprowadzaj z lasów materiał do budowy statku,

Choćby na to Satyr gniewnie zgrzytał zębami13.

Najpierw więc ułóż równolegle dwie kłody

Bo całą konstrukcję trzeba wypełnić belkami14

Które połączą się z wydrążonymi kłodami za pomocą poprzecznych bali,

A te bale będą przymocowane do mocnych wręgów.

Część dziobowa powinna być nieco podgięta, aby

Wystawała ponad fale rzeki i aby lepiej się płynęło.

Do niej przypasować trzeba burty, osadzone na owych dwóch kłodach

I rufę, wspartą na potężnej, wysklepionej belce.

Wówczas szpary (aby nie przesiąkała zdradliwa wilgoć

i aby woda nie uszkodziła darów Cerery)

należy zatkać, gospodarzu, mchem i poskręcaną słomą15

o to postaraj się zadbać przede wszystkim.

Potem zaś, gdy ów most spojony z lodowego marmuru

zostanie zburzony przez wezbrane fale Wisły,

niech ten niezgrabny statek zstąpi na przejrzyste wody

i ze swym ciężarem płynie ku brzegowi północnego morza16.

Niech nie liczy na powrót – wystarczy, jeśli wymieniwszy zboże

na pieniądze, sam żeglarz powróci pieszo do domu.           

Pomagaj, Cyllenejczyku17, bo nie tylko nasza wymowa,

Ale i nasze mienie potrzebuje twej łaskawości.

 

przekład: Elwira Buszewicz

Elegia XV.

 

Orzę łan ojców, bywaj, złudny dworze,

            Za nic mam twoje wielkie obietnice.

Wolność jest dla mnie jak klejnot, jak piasek,

            Co w złotodajnej rzece Lidii płynie.

Na progu cudzych nie czekam rozkazów,

            I boków o drzwi twarde nie obijam.

Nie czekam z ucztą aż pan głodny będzie,

            W tłumie nikomu nie toruję drogi.

Pod niczyj dyktat życia nie układam

            I czas wypełniam, jak mi się podoba.

Bądź więc rozważam Sokratesa słowa,

            Uczące umysł, jak się wad pozbywać,

Bądź składam wzorem Muz łacińskich pieśni,

            Które Sarmata pięknie śpiewać będzie.

Nie wstyd mi żyzne uprawiać poletko,

            Bo za podlejszy uważam los sługi.

Wieś dawną strawę ubogą z żołędzi

            Plonem złocistej zastąpiła niwy.

Wsie były wcześniej niż miasta i mury

            A bez wsi miasta wymarłyby z głodu.

Stąd żołnierz na skwar i na mróz odporny

            Wyszedł, tu władzę wziął konsul surowy.   

Wprawdzie tarpejski gmach miłuje Jowisz,

            Cekropskie mury bitna Pallas kocha,

Lecz złota Ceres naszą czcią nie gardzi,

            Gdy wieńce z kłosów w czas żniw jej dajemy.

Winne też grona, gdy latem dojrzeją,

            Miłym są darem dla ich wynalazcy.

Priap pragnie jabłek, Pales mleko lubi,

            Ta strzeże bydła, a tamten ogrodów.

O koźlonogim Panie, prędkim Faunie,

            Nimfach gór oraz stawów już nie wspomnę;

Bóg czy boginka – wszyscy dla nas święci

            I – mam nadzieję – naszą czcią się cieszą,

Płodnością bydła, urodzajem zboża

            Spełniają modły biednego rolnika.

Więc, gospodarzu, zaraz trud podejmuj

            I ziarno wymłóć ustawicznym cepem.

Póki zaś łaskaw Boreasz i rzeki

            Lodem są skute, a śnieg gładzi drogę,

Zwóź z lasów drzewo do budowy statku,

            Choćby zębami gniewny zgrzytał Satyr.

Najpierw dwie kłody połóż równolegle,

            Bo między nimi dno położysz z belek,

Z kłodami złączą je poprzeczne bale,

            Do mocnych wręgów dobrze przytwierdzone.

Dziób statku trzeba załamać ku górze

            By lepiej pływał, nad wodę wystając,

Burty osadzić na zewnętrznych  kłodach

            A rufę podnieść na potężnej belce.

Szpary, by woda nie wsiąkła zdradliwie

            I nie zniszczyła bogactwa Cerery,

Mchem, gospodarzu, i skręconą słomą

            Zatkaj, a o to zatroszcz się najpilniej.

Gdy zaś  lodowe mosty już się skruszą,

            Gdy Wisła ruszy i wody nabierze,

Niech zstąpi nędzna łódź na czyste wody

            I niesie ciężar na północ, nad morze.

Niechaj nie liczy na powrót, dość jeśli

            Zboże sprzedawszy żeglarz wróci pieszo.

Wspomóż, Merkury – nie tylko wymowa,

            Nasza majętność też twej żąda łaski.

przekład: Elwira Buszewicz

 

STRONA 99

Oryginalny skan

Transkrypcja