STRONA 95 |
|
i zaciągniemy się do twardej służby żołnierskiej? Wojny miłe są tym, których usidla głód złota, rządzącego wszystkim I niepokonana żądza klejnotów. Mnie, przywykłego do poprzestawania na małym, niech się godzi z dala od trąb i oręża zestarzeć w ojcowskim domostwie, tam, gdzie ognisko płonie nieugaszonym płomieniem a łaskawa Ceres3 wspomaga rolnika bogatym plonem. Tutaj, gdy będę sadzić winnice lub delikatne jabłonie, napotka mnie, pokonawszy nieprzyjaciela, srogi żołnierz. On to pośród pełnych kielichów będzie mi o krwawych bojach opowiadał, i o porzucaniu obozów w popłochu ucieczki, o miastach, o twierdzach strąconych ze szczytów gór, o tysiącach zabitych mężów, o tysiącach pojmanych w niewolę. Sam zaś, dzierżąc puchar pieniący się starym winem4 w milczeniu będę słuchać o dzielnych czynach męża. Czeladź stać będzie w zadziwieniu; o głuche uszy sługi obijać się będzie głos wołającego pana. Ach, głupie umysły ludzkie! Po co w walce śmierci szukamy? Przecież ona sama przychodzi, i to wówczas, gdy rozmawiamy5. Choćbyś się cały opancerzył spiżem i mocną stalą, ona wciska głowę i poprzez stal, i poprzez spiż. Z żelaza był ten, który jako pierwszy ludzką krwią potrafił splamić swe okrutne ręce. Ani niedźwiedzie, ani tygrysy nie znają takiej zajadłości pomiędzy sobą, ani hiena nigdy nie atakuje swego rodzaju6. Jedynie ludzie okazują sobie wzajemnie taką nienawiść, jedynie oni |
STRONA 96 |
zbroją swe okrutne ręce, by zadawać sobie śmierć. Tak oto okrutna Enyo7 otumaniła szaleńców, że mniemają, iż przez srogie rzezie dostaną się do nieba; Może w ten sposób Bachus, Alcydes8 i dzielny Kwirynus9 wysłużyli godność wielkich bogów. O ileż jednak godniejszy uczt Jowisza i barwnego łoża Hebe10 byłby ten, kto uśmierzyłby wszystkie wojny na ziemi, a pomiędzy narodami ustanowiłby pokój na mocy nienaruszalnych przymierzy. Jemu należałoby poświęcić złote świątynie, jemu ofiarowywać tłuste byki i wonne kadzidła.
przekład: Elwira Buszewicz
Elegia XIV.
Patrycy, wojny grożą! Czy wstąpimy I my do wojska, w srogie idąc boje? Ci lubią wojnę, których żądza złota Lub głód klejnotów potężny usidla. Ja, do ubóstwa nawykły, chcę czekać Starości nie wśród trąb bojowych, lecz w domu, Gdzie niewygasłym żarem ogień płonie A Ceres szczodrze rolnika obdarza. Tu mnie, przy mojej winnicy lub w sadzie, Znajdzie, pobiwszy wroga, srogi wojak On przy kielichu o krwawych mi bojach Opowie, i o ucieczkach w popłochu, O miast burzeniu i wysokich zamków, O rzeszach jeńców, o rzeszach poległych. Ja, dzierżąc puchar starego Bachusa, Milczeniem przyjmę dzielne czyny męża. Słudzy stać będą w zdumieniu, i głuche Będą mieć uszy na rozkazy pana. O, głupie ludzkie umysły ! Szukamy Śmierci w orężu? Zaraz przyjdzie sama! Choćbyś się spiżem, stalą opancerzył, Ona przez stal, przez spiże wciśnie głowę. Z żelaza musiał być ten, kto śmiał pierwszy Okrutne ręce krwią człowieczą splamić. Nawet tygrysy, niedźwiedzie i hieny, Tak się zajadle na siebie nie srożą. Jedynie ludzie tak się nienawidzą, By dłoń okrutną zbroić na śmierć cudzą. Straszliwa Enyo tak szaleńców mami, Że chcą po trupach ku gwiazdom się wznosić. Bachus, Alcydes oraz dzielny Kwiryn Tak godność bogów sobie wysłużyli, Lecz uczt Jowisza oraz łoża Hebe, Daleko bardziej ten byłby godniejszy, Kto wszystkie wojny na ziemi by stłumił, A wśród narodów niezłomnym sojuszem Pokój utwierdził. Ten godzien świątyni, Wonnych kadzideł i ofiarnych wołów. przekład: Elwira Buszewicz
|
STRONA 97 |