PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber I >  Elegia VII >  strony 19 -  21


Elegia VI  left left right  Elegia VIII
 

 

ELEGIA VII.

 

Zdejm z głowy szyszak, a tarczę i włócznię, Mielecki1,

odłóż na stronę, od zmęczonego boku odepnij miecz.

Nie ma tu wściekłego szaleństwa wojny,

żaden nagły pożar nie grozi polom uprawnym.

Nie słychać trąby, która straszliwym dźwiękiem, spędzałaby

słodki sen z powiek, nieostrożnych napełniając trwogą.

Tu panuje błogosławiony pokój i beztroskie życie przy otwartych bramach,

tu miłość i łagodny Apollo z lirą w dłoni2.

Tarcze wojowników białą nicią oplata pająk,

miecze i śmiercionośne włócznie pokrywa rdza,

za to tętnią zaułki pełne beztroskiej młodzieży,

a łagodny powiew niesie radosne klaskanie.

Ja sam pachnącym olejkiem namaszczę ci skronie

i na twe płowe włosy nałożę kwiecisty wieniec3,

a ze wszystkich beczek utoczę ukrytego tam Bakcha4:

bóg ten bowiem potrafi rozweselać umysły.

STRONA 19

Oryginalny skan

Transkrypcja

Potem opiewać będziemy orły i armię Cesarza,

a także zdobyte przezeń mury etruskiej Sieny5.

Sam Jowisz, mówią, pokonawszy Gigantów,

posłał podobno do Troi swojego orła,

by na wysoki Olimp zaniósł pięknego pasterza,

schwyciwszy go delikatnie w swe szpony6.

Wiele razy, gdy ów śnieżnobiałą ręką napełniał kielichy,

krzywym nań okiem spojrzała małżonka Jowisza7,

i spoczywając, pobladła, na tej biesiadzie bogów,

ledwo warg brzegiem tknęła ambrozyjskich potraw.

Ujrzałbyś tam, jak bogowie spoglądają na siebie znacząco,

ona zaś z trudem się stara powstrzymać swe okrutne dłonie.

Lecz nawet dziki Mars nie zawsze przypasuje do boku

Śmiercionośny miecz, nie zawsze prowadzi krwawe wojny;

nagi był przecież, kiedy na oczach zebranych bogów

schwytany na cudzołóstwie wplątał się w haniebne sidła8.

Nie dziw to: sztuka prześciga sztukę, świetnego biegacza

często podlejszy biegacz dogania słabymi stopami.

Więc wówczas wszyscy ujrzeli, jak straszliwy Mars9 blednie

i jak na jego twarzy maluje się wyraźny strach,

strach nie przed Otosem albo morderczym Efialtem10,

lub że w kajdany zakują go w ciemnej jaskini,

lecz przed rzodkwiami, zatkniętymi na zdobytych wrotach,

tymi znakami zdobytymi na wrogu, stawianymi pośrodku forum,

strach przed głowaczem, którego schwytanym gachom się wtyka,

by ten, co pchał się w nie swoje, poczuł, jak mu się coś wpycha11.

STRONA 20

Oryginalny skan

Transkrypcja

Ten nawet, który świat przemierzywszy, postawił słupy na jego krańcach12

i sam jeden zdjął firmament nieba z barków Atlasa,

zabiwszy wcześniej Hydrę, zgładziwszy lwa nemejskiego

i skrzydlate potwory, i arkadyjskiego dzika,

nawet on uległ z ochotą miłości do córki Eurytosa

i pozwolił, by zwyciężona narzuciła mu swe prawa.

Zdjął z grzbietu skórę olbrzymią, zdartą z kosmatego lwa,

i pozwolił się okryć cienkim niewieścim odzieniem,

odłożywszy maczugę, zażądał wrzeciona i włóczki,

by twardą prawicą wysnuwać cieniutkie nici,

i lustro trzymał, gdy odziawszy się w lwią skórę

okrutna dziewczyna udawała przed nim zbrojnego męża.

Co zatem przystoi bogom i dzielnym herosom, Mielecki,

nie powinno być hańbą i tobie, śmiertelnemu.

Wolno po nadludzkim trudzie dostarczyć rozrywki duchowi

i nieco czasu poświęcić godziwym zabawom.

Przyjdzie i czas, gdy obyczajem twych przodków

spłacisz swój dług, prowadząc wojny za miłą ojczyznę

i od granic odpędzisz nieujarzmionych Scytów13,

i Moskwicina odeprzesz, jeśli odważy się chwycić za broń,

Niech ta chwała będzie ci droższa od cesarskiej palmy zwycięstwa,

dla niej chciej być mężny i w równym stopniu pobożny!

Tymczasem, dopóki nad ziemią wzbija się w locie złoty pokój,

skoro pokój nam sprzyja, dni płoche chwytajmy w locie!

 

przekład: Grzegorz Franczak

 

STRONA 21

Oryginalny skan

Transkrypcja