ELEGIA IV
Chociaż cię zaklina na próżno nieszczęsna kochanka, ty jednak, Andrzeju1, wybierasz się w daleką drogę. |
STRONA 14 |
Próżno uchodzisz: bezecny Amor2 podniebne Alpy umie przeskoczyć i bezkresny przestwór Oceanu. Czy mógłbyś zapomnieć, niewdzięczniku, o płowozłotych włosach? o błyszczących oczach i marmurowej dłoni? i o tym, ile razy przybiegła do ciebie śnieżnobiałą stopą3 twa Menofile4, niosąc ci poprzez mroki nocy pieszczoty, których jedynie gwiazdy rozjaśniające zmienne niebo były świadkami i Cyntia5 w swej napowietrznej strażnicy? Bach, ileż razy przerwie ci sen opieszały bezsenna tęsknota, skrywana głęboko w piersi!6 Ileż razy zwiedziony obrazem ukochanych kształtów przypomnisz sobie uciechy, które z własnej winy straciłeś. Zapragniesz wówczas dosiąść rydwanu Medei7, dosiąść uskrzydlonego Bellerofontowego8 rumaka!9 A gdy spojrzysz w udręce na niezmierzone Alpy, powiesz: „Ach, gdzie teraz jesteś, ukochana Menofilo?” Daleko lepszy jest los zgodnej pary synogarlic, których żadna podróż nie odwiodła od spokojnej miłości, a którym dane jest, gdy dzióbki łączą w pocałunku, cieszyć się w każdej chwili małżeńskimi rozkoszami.10 Ach, kamieniem jest ten, kto miłość zamienił na zyski!11 Ktoś taki nigdy nie będzie mi towarzyszem. Czy mógłbym znieść widok płaczącej dziewczyny? Albo powstrzymać łzy, co cisną się na policzki, gdy w rozpaczy napełnia me uszy swą skargą i bezlitosną dłonią rani swoje oblicze?12 |
STRONA 15 |
Niech bym był raczej biedakiem, byle, moja Lidio13, z tobą: póki mam ciebie, za nic mam wszystkie królestwa14. Bo na cóż splendor klejnotów, na co szaty i złoto, na cóż śpiewanie cytry, na co ambrozyjskie potrawy, gdy miłość-zbieg15 serce mi zatruje i cięższą niż Tantalowa troską16 przygniecie mi piersi?17
przekład: Grzegorz Franczak
|
STRONA 16 |