PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber I >  Elegia III >  strony 12 -  14


Elegia II  left left right  Elegia IV
 

 

ELEGIA III1

 

Jeszcze tak wielka mądrość nie zagościła w mej piersi,

bym miał za jakąś zbrodnię uważać miłość.

Nie ma na świecie takiego, który by nie kochał: ten kwadrygą

powożąc w pyle Olimpii2 kocha, gdy zwą go zwycięzcą,

ów kocha się w strach budzących wiązkach liktorskich3,

jeszcze inny Marsa4 nosi w sercu i przerażający dźwięk trąb.

Po cóż by chciwiec przemierzał niepewne morze,

gdyby nie gnała go żądza bogactw?

Cóż myśliwego, jeśli nie żądza zdobyczy i miłość do swych psów,

pcha na ostre granie przepaścistych gór?

Cóż o tych rzec wreszcie, co mienią się być nauczycielami cnoty5,

STRONA 12

Oryginalny skan

Transkrypcja

co podniesionym głosem, gestykulując, obwieszczają, że cnota jest jedna?

Ci, mówię, także radują się, gdy zwać ich mianem miłośników,

tak by za ich przykładem miłość nie oznaczała wstydu.

Więc gdyby któryś z tych, co chodzą z kosturem, zarzuciwszy torbę

na ramię, co zwracają na siebie uwagę teatralną brodą6,

mierząc we mnie znienacka morderczymi argumentami

prędko dobył strzał z kołczana logiki

i bełkotał mi o jakiejś „miłości dusz”,

w której żadnym sposobem nie można dotknąć przedmiotu kochania7,

nie sprzeczałbym się z nim zanadto, by mi rogów na czole

za sprawą czarów, które, jak wieść niesie, tkwią w jego słowach,

rozgniewany nie przyprawił, zwłaszcza w towarzystwie Włochów,

dla których nic dobrego dziw taki nie wróży8.

Przeciwnie: łagodną prośbą zwalczę męża, co posępne cedzi słowa,

by zechciał nie pozbawiać roku pączkującej właśnie wiosny,

by pozwolił ledwo wzeszłym zasiewom wśród zieleni traw

wznosić ku słońcu delikatne kłosy,

które rolnikowi przyniosą plon, gdy wzbiorą ziarnem,

kiedy uprawne pola palić będzie pies ikaryjski9.

Ja tymczasem, Amorze10, przyłączę się do twego taboru – kochanek,

póki ostry dźwięk piszczałek nie obwieszcza nigdzie wojny,

póki i sam Mars11, odłożywszy włócznię, tarczę i szyszak,

spoczywa na słodkim łonie Cyprydy.

Niech tak zostanie, błagam, niech wszystkie ziemie przemierza

życiodajny pokój, niosąc na ręku13 złotodajnego Plutosa12.

A jeśli bóg wojny ujmuje znów broń nieco już zardzewiałą

i do boju znów wezwie nieposkromionych Scytów14,

STRONA 13

Oryginalny skan

Transkrypcja

wówczas miłośnik Marsa wyrwie się z objęć ukochanej

i za boga przykładem rzuci się w wir bitewny.

I oby, gdy nadejdzie godzina walki,

zmaganiom każdego przyglądała się jego ukochana15.

Bo któż śmiałby opuścić szeregi, gdy patrzy nań dziewczyna?

Któż lękałby się śmierci, jeśli nieubłagany los ją zdarzy?

Wierzę, że Hektor był dzielny i odważny,

lecz gdy wiedział, że z murów Ilionu

patrzy nań Andromacha16, odważniej nacierał na wroga,

by zasłużyć na pochwałę u swojej pani.

Szczęsny synu Priama17, któremu umrzeć piękną śmiercią

dane było niemalże na oczach małżonki!18

Ona na twym pogrzebie rwała w smutku swe włosy

i twardym paznokciem, płacząc, darła policzki.

Okrutne twe rany oblała obfitymi łzami

i martwe ciało okryła deszczem pocałunków,

wreszcie złożyła je na stos, a potem popioły

zebrała i pochowała w ziemi twe kości.

I czy słońce zapadało, czy wschodziło, ona przy grobie

trwała niezmiennie, nie ustając w płaczu.

Zgadzam się chętnie, niech mówią, że siłą Hektorowi nie zrównam,

lecz jeśli pragnąłbym śmierci, tak właśnie chciałbym umrzeć.

 

przekład: Grzegorz Franczak


STRONA 14

Oryginalny skan

Transkrypcja