ELEGIA II
Tak przyjmij, jakoby ci dodońskie to wieściły gołębice1: nie zawsze, Barsesie2, warto być prawym3. Czy nikt ci o zakazanych żądzach kreteńskiej Fedry4 nie opowiedział, ani o nieszczęsnym losie Hipolita? Wieść niesie, że wzgardziwszy niewieścim wstydem, zabiegała ona o uczucia swojego pasierba. Wielekroć chciała, by widział ją we łzach, niby za nieobecnym mężem, podczas gdy to on właśnie był sprawcą jej płaczu. Często biegła do świętego gaju, lecz gnana nie pobożnością ku Dianie5, a raczej ku Wenus i pięknemu Hipolitowi. Dzień życiodajny nastaje – a ją wśród codziennych zajęć żałość dopada, noc ciemna zapada – lecz jej upływa bezsennie. „Po cóż taisz pożar oszalałego serca? Możesz go skrywać, lecz płomień w ukryciu pełgać nie zdoła6. Raczej powabnymi słowami zapukaj do jego serca: wszak go nie zrodziła tygrysica ani sroga lwica7. Masz twarz urodziwą, do której wielu wzdycha, i on zechce się nią cieszyć, jeśli nie jest nieczułym prostakiem! Nie byłby pierwszym, który podeptał próżne zakazy: wolno mu to uczynić za przykładem niebian8. |
STRONA 9 |
Lecz bacz, byś nie wyjawiła swych cierpień któremuś ze sług, nazbyt ufna: bezpieczniej, byś sama potajemnie wszystko przeprowadziła. Wynik jest niepewny: a jeśli twym chęciom nie stanie się zadość, twoja sława przynajmniej pozostanie nienaruszona”. Więc gdy opętana dała się ponieść ślepemu szałowi, nie mogąc dłużej tłumić płomieni, które ją trawią, rzecze: „Przybądź, Amorze, zaś ty, o piękna Cyprydo9, wskaż pomyślną drogę ku spełnieniu mych pragnień!” To rzekłszy, waha się, drżąca, między bojaźnią i nadzieją, i z bijącym sercem10 otwiera drzwi do sypialni. Tak jak wosk, jak cienka blaszka złota blednie, tak ona pobladła ujrzawszy Hipolita. Nie śmie się cofnąć, nie śmie kroku naprzód uczynić, lecz jak posąg skamieniała w miejscu. Język zapomniał przygotowanych słów, mdlejące ciało przejmuje nagłe drżenie11. Przypadł do niej przerażony młodzieniec i strwożoną pyta łagodnym głosem, czy coś się jej stało. Ona zaś, objąwszy go spragnionymi ramionami, jedno tylko zdołała wyrzec: „Kocham”12. Zrozumiał pasierb, co znaczą te słowa macochy i łzy, które zrosiły jej milczące policzki: „Występna! – rzecze – jaka cię natchnęła Erynia, żeś ważyła się w duchu na taką niegodziwość? O, podła istoto! O, nędzne stworzenie – niewiasta! Myślałaś może, że zachowam się jak wy, kobiety?” |
STRONA 10 |
To rzekłszy, wyswobodził się z objęć nieszczęsnej kochanki i nieczuły na płacz, nieczuły na prośby, odszedł. Dokąd uciekasz, nieszczęsny? Jedynie tobie macocha jest wierna13: lecz, obrażona, i ona odzyska zaraz rozsądek, a ty przekonasz się, jaka jest cena za zachowaną cnotę. Zawróć z drogi, jeśli masz rozum, Hipolicie! Ten jednak w szale ucieczki przynagla konie ostrogą, nieświadom, jak gorzka potrafi być Wenus niewdzięcznikom. Ale i serce Fedry nie płonie już dawną miłością: miłość zmieniła się w niej w złość i w ślepą nienawiść, gna przed siebie jak Menady14 użądlone przez niewidocznego gza, gdy ochrypły róg wzywa je w gęste lasy. I już nie tyle miłość wzgardzona ją przeraża, co straszny gniew męża i nieuchronna kara. Winowajczyni knuje więc podły plan: donosi, że pasierb podstępnie chciał pohańbić ojcowskie łoże. Wierzy temu nieszczęsny Tezeusz i złamany bólem zmusza Hipolita, by opuścił rodzinne strony. Gdy ten zaś odjeżdża, miota nań klątwę i rzecze: „O, morza władco, który mienisz się być mi ojcem15, jeśli wagę mają obietnice, które mi niegdyś uczyniłeś, że trzykroć spełnisz wszystko, czego tylko zażądam, oto jedno z życzeń: spraw, proszę, by występnemu memu synowi ten dzień był ostatnim”. Usłyszał ów płacz z najgłębszych toni morskich Neptun i rozkazuje, by stało się zadość pochopnej klątwie. |
STRONA 11 |
Więc gdy pędził na swym rydwanie nad brzegiem morza młodzieniec, zgnębiony niesprawiedliwym wygnaniem, oto z morza wychynął byk o straszliwym cielsku, spłoszył konie, które poniosły w bezdroża16. Pękła oś zaraz, a młodzian, który mocno dzierżył wodze, śmierć poniósł straszną, nieszczęsny, wleczony długo po ziemi. Tak właśnie poniósł karę za sprawą rozgniewanej macochy i za swą czystość otrzymał niegodną nagrodę. Chociaż więc, Barsesie, żadnej nie masz macochy, nie sądź, by to, co tu opowiedziałem, było rzucone na wiatr.
przekład: Grzegorz Franczak |
STRONA 12 |