ELEGIA XII.
Na próżno, przyjaciele, staracie się mnie podnieść z upadku, nieroztropny Amor nienawidzi zdrowych rad i nie tylko pozbawiony jest miłego światła oczu, lecz także, mówią, uszy na wszystko ma głuche1 – głuche na słuszne napomnienia: lecz jeśli chwalić rozkosze, wszystko usłyszy i skwapliwie przytaknie. Więc skoro cały rodzaj ludzki boryka się z wadami, |
STRONA 29 |
mnie zarzucić można grzech nierozumnej miłości. To Amor mnie, nieczułego Sarmatę2, pod zimną Niedźwiedzicą3 wychowanego u twoich, płowa Wisło, brzegów, odciągnął od trudów wojny i od obrony ojczyzny, od tych jedynych zajęć, którym poświęcali się przodkowie i pokojowych mnie sztuk, w tym słodkiej nade wszystko Muzy wyuczył – bo taką moc właśnie ma, jak mówią, ten bóg – po to, by nie tylko zimna Tracja4, lecz także swego wieszcza mogła wskazać kiedyś kraina sarmacka. Lecz nie mnie prowadzić za sobą lasy z wysokich gór5, ani pieśnią czarować nieoswojone, dzikie zwierzęta6: o to się staram, by śpiewem oswoić nieczułą dziewczynę7 i żeby otworzyć wrota przywarte do twardych odrzwi. Jeśli tego moja Muza może dokonać, za innym idźcie, lasy, za innym idźcie, zwierzęta. Nie będę też wstrzymywać was w biegu, nieokiełznane rzeki, niech ona przy mnie usiądzie, wy biegnijcie w swą stronę. Niech inny więc na jasnych rumakach, rozgromiwszy wroga, jedzie, przez lud wszystek podziwiany, niech wiedzie za sobą pojmanych królów i zdobyte na Partach8 wojenne sztandary niech składa w darze ojczystym bogom9 – jeśli, Lidio, spoglądasz na mnie życzliwym okiem, nic mi po wielkiej sławie ze zwycięstwa nad Scytami10, nic, nawet kwitnące królestwo dawnego Alyattesa11, ani bogactwa, w jakie tylko obfituje Azja. I to pewna: jeśli ludzkie rzeczy sprawiedliwą miarą oceniać, |
STRONA 30 |
które nie wiedzieć – bóg rządzi, czy ślepy przypadek, trudno do czegokolwiek poważnie się przykładać, nic wszak nie ma stałego, nic wszak nie ma trwałego. Sprawiedliwi uchodzą z ojczyzny w nieznane kraje12 albo skazani na śmierć piją okrutną truciznę13. Od pioruna ginie pobożny14, ów zaś, wrogów pobiwszy, pada pod mieczem niewiernej żony15. Krezusie16, gdzie były twe skarby i dawna fortuna, gdy cię wróg pojmawszy palił na stosie?17 Teraz wreszcie, myślę, poznałeś, że szczęśliwym zwać nie można człowieka, nim nadejdzie czarny dzień śmierci. Ile bowiem złych przygód czyha na śmiertelnych, lub któż wie, czego unikać, a za czym podążać? Więc nie od rzeczy będzie przyznać rację Sylenowi: lepiej się albo nie rodzić, albo natychmiast umrzeć.18 Bo któż może wiedzieć, jak się losy potoczą? Któż wreszcie tak jest żywotny, by nie dobiegł kresu życia? Tyle tylko ma zysku ten, kto więcej lat przeżyje, że go, nieszczęsnego, więcej zła dosięgnie, którego mógłby uniknąć, gdyby umarł w porę, gdyby wcześniej Lachezis19 zatrzymała wrzeciono. Długi wiek sprawił, że Priamowi zakończyć żywota nie było dane w szczęśliwszej dlań chwili. Bo to musiał ścierpieć, że straszny pożar Troi przyszło mu oglądać, i jak Hektora wloką rącze rumaki, |
STRONA 31 |
STRONA 32 |