PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber II >  Elegia I >  strony 41 -  43


Liber II  left left right  Elegia II
 

JANA KOCHANOWSKIEGO

II. KSIĘGA ELEGII

 

ELEGIA I.

 

O nic nigdy tak usilnie, moje ty życie, nie prosiłem bogów,

paląc balsamy i pobożne kadzidła w świętych płomieniach,

jak o to, żebym mógł z tobą wszystkie lata spędzić

i dochować przymierza wieczystej przyjaźni1,

póki mnie, bez powrotu do krainy światła,

nie uśpi snu gnuśnego czarna siostra.

I ty zdaje się nie wzdragałaś się przed moją miłością,

skoro tyle mi dałaś dowodów wzajemności,

aż wierzyć mogłem, że wysłuchali bogowie

mych próśb i nie przepadły pobożne modlitwy.

Lecz jak widzę, miłości tej masz już dosyć

i nowa niechęć w twym sercu postała,

bo który niedawno pierwsze miałem miejsce u ciebie,

teraz ze wzgardą zrzucony na najniższe stopnie.

Dziewczyno, za swą płochość ciężko odpokutujesz!

Mniemam, że bogowie nie są na tyle mi wrodzy,

STRONA 41

Oryginalny skan

Transkrypcja

bym nie zdołał unieść głowy spod niesprawiedliwego jarzma,

chociażby to bez mego cierpienia

stać się nie mogło. Lecz oto krzywda wszelką miłość

zniweczyła i potargała dawne więzy przyjaźni.

Ponoć gołębie nie znają żółci, siedliska gniewu2,

jednak zaatakowany gołąb dziobie swojego wroga.

Tkwią we mnie twe bezlitosne, okrutne postępki,

dla mnie źródło cierpień, dla ciebie powód do wstydu.

Wszystkie je jednak, Lidio, moja miłość zniosła,

nie pozwalając, by w sercu na zawsze zostały.

Bo nawet karę, która za krzywoprzysięstwo cię czeka,

nieraz pragnąłem ściągnąć na mą własną głowę.

I ilekroć zagrzmiało, pomnąc o tym życzeniu,

spodziewałem się, że to mnie ogień Jowisza dosięgnie,

i trwałem w postanowieniu, by, o występna, zamiast ciebie

żeglować po straszliwych wodach styksowych3.

I pewien byłem, że jeśli mi okażesz niewdzięczność,

bogowie przynajmniej nie wzgardzą moim szlachetnym uczynkiem.

Alkestis4, która odważyła się umrzeć za męża, ożyła

i wbrew śmierci wstecz przebyła ostatnią ścieżkę.

A ciebie ani moja miłość ani stałość nie może skłonić,

byś zechciała zawrócić na dobrą drogę.

Więc póki kwitnąca młodość będzie barwić twe policzki

i póki trwać będzie rumieniec na twej jasnej twarzy,

dopóty o żadnej godzinie nie zbraknie ci kochanków,

dopóty tłum gachów będzie oblegać twój dom5.

STRONA 42

Oryginalny skan

Transkrypcja

Ale kogoś, kto tak by cię kochał, by na tobie jednej przestawać

i pozostawać ci wiernym aż po stos pogrzebowy,

niełatwo znajdziesz. I kiedyś te słowa, cierpienia

gdy cię doświadczą, uznasz za nazbyt prawdziwe.

 

tłum. Grzegorz Franczak


STRONA 43

Oryginalny skan

Transkrypcja