ELEGIA II1.
Bakchusie2, wieszcz twój cię błaga, spójrz, proszę, jakim płomieniem pali mnie bezlitosna Wenus. Spójrz, a łaskawie, i uśmierz płomienie serca, wszak często przed dźwiękiem twego rogu3 umykał bezsilny Amor. Ty troski rozpraszasz, ty gardzić próżnym splendorem4 i deptać uczysz zbytki bogacza. Ty odwagę nieśmiałym, ty gnuśnym broń dajesz, ty prowadzisz po niepewnych ścieżkach niebaczne stopy5. Wnieś tu krocie pucharów, chłopcze, lej wodę, lecz wodę innym podawaj – mnie wino. Mnie wino i wieńce przeplatane pachnącym kwieciem, niech sczeźnie, komu życie miłe na trzeźwo! Nie chcę ja, by po śmierci kładziono mi wieńce na skronie: po śmierci nie dawajcie mi kwiatów ni wina. Wina mi dajcie! A do wina kwiatów: bo gdy raz już się znajdę w Orkusie6, wtedy mój popiół ofiary wasze wypije!7 Krótkie życie nie lubi długiej nadziei8: porzuć troski kto mądry, bo rok biegnie na chyżych rumakach. Jak prędko9 spadziste rzeki płyną w bezkresne morze, jak prędko kwitnąca ziemia roni swe bogactwa, |
STRONA 43 |
jak prędko noc gaśnie, rozproszona pochodnią Febową10, jak prędko wstaje i ginie skory dzień, tak umykają lata i spieszy skrzydlaty czas, i nikt nie ma pewności, co niesie przyszła godzina. Żegnaj, okrutna dziewczyno! Odmienić cię ani moja Muza nie zdołała, ani miłość, a nawet moja niespotykana wierność11. Tak więc postanowiłem, że nie będę służyć12 wyniosłej, ani chodzić w krok za nieprzyjaciółką, która przede mną ucieka13. Może znajdę taką, która mnie wyżej oceni: ty zaś kiedyś, zbyt późno, przekonasz się o własnej stracie14. Biada mi, cóż powiedziałem! Dokąd zły błąd mnie prowadzi15? Czyż bez ciebie być mógłbym? Czy chciałbym? O, słodkie sny, słodka chwilo, i wy, błogosławione noce, gdy ona piastuje mnie na swym łonie! Lecz tymczasem czemu nikt ku mnie nie wznosi kielicha? Skąd ci nowi Kuriusze i Fabrycjusze16? Czyście nie słyszeli, że czasem i sam Katon17 pozwalał sobie na żarty i rozgrzewał się winem? Zaraz nadejdzie Bakchus18: a kto bachicznymi zawodami pogardzi, ów pozna gniew tego boga19. Nie na darmo rogi nosi na młodzieńczym czole: rogów, mężowie20, jeśliście mądrzy, rogów się strzeżcie! Zwłaszcza ci, których w domu czeka piękna żona, w jego murach leżąc na samotnym łożu. Już kiedyś żeglarzy przemieniał w ryby21, więc i teraz, jeśli nie będziesz ostrożny, z człowieka zmienisz się w kozła. |
STRONA 44 |
Bakchusie, ojcze!22 Proszę, innych bierz sobie na rogi! Mnie starczy, jeśli stracę zmysły od twych darów.
przeł. Grzegorz Franczak
|
STRONA 45 |