ELEGIA IV1. Pobożni wieszcze – troszczą się o nas bogowie. Widziałem, złota Wenus tej nocy przy mnie stanęła. Jeśli taką ją widział pasterz na frygijskiej Idzie2, nie wiem, o co Junona i Minerwa mają się gniewać. Ambrozyjskie włosy opasane lśniącym złotem, dwoje oczu szło w zawody z gwiazdami, a purpurowy rumieniec zdobiący śnieżnobiałe lice był jak obraz wstającej jutrzenki lub jak różany kwiat pływający w czystym mleku, albo jak kość słoniowa skropiona sydońskim szkarłatem3. Taką była, i taka zdawała się do mnie przemawiać, pochylając się cichą nocą nad moim łożem: „Któż, jeśli nie ty, mógł mądrze miłować, w sercu którego od tak dawna płonie miłość? Żołnierz, co zahartował ducha w bezustannym boju, nieustraszonym uchem słucha ochrypłych trąb. |
STRONA 47 |
Który zaś krzywym okrętem często nieujarzmione przecinał morze, żeglarz spokojnie przemierza wzburzone tonie. Ty zaś, jak byk po raz pierwszy złapany ze stada, zdajesz się chcieć zrzucić z siebie nałożone jarzmo, i chociaż lekko zraniony, gorzkimi zadręczasz niebiosa skargami, wątpiąc – bezbożny – w istnienie bogów. Szalony, ach, szalony ten, kto gdy wiatr wieje pomyślny nie widzi zmienności kolei losu! Nikomu tak łatwej miłości fortuna nie zdarzy, by w niej nie było miejsca na łzy. Choćbyś tysiąca nieszczęść uniknął, jeszcze tysiąc cię czeka, które zmącą ci spokój ducha. Ten mądry, kto mądrze znosi, co znieść trzeba, nie powiększając swej szkody nowymi lamentami. Gdybyś zważył cierpienia innych kochanków, nie wątpię, że wydałbyś się sam sobie szczęśliwym. Ilu, jak myślisz, płacze w czeluściach Orku4 takich, których niewdzięczny Amor zgładził przedwcześnie ze świata? Lub takich, którym odebrał wiarołomnie dziedziczną własność i przekazał ją nieznanemu posiadaczowi5? Twoja pani jest piękna i łagodnego serca, a kocha cię bardziej, niż byś na to zasługiwał. Lecz dla ciebie, zuchwalcze, żadna nie jest dość skromna i czysta, choćby i była Ewadną6 lub dawną Penelopą7. A ta nie wśród płonących pochodni, nie przez Hymena8 prowadzona w twoje trafiła łoże, |
STRONA 48 |
lecz niepostrzeżenie, sama, skradała się w nocnej ciszy, i wszystko, co czyni, czyni nie pod przymusem9. Przyjmij to wdzięcznym sercem, jeśliś mądry, a więcej nie żądaj nad to, co łożu twojemu jest winna. Bo choć nie dajesz się o tym przekonać, i ona wzajemnie cię darzy nieszczęśliwą miłością, ale ty, zuchwalcze, zwykłeś brać od niej więcej, niż najbardziej nawet zaślepiony mógłby sobie życzyć kochanek”. To rzekłszy, wsiadła na rydwan z kości słoniowej i ściągnęła lejce zaprzęgniętym łabędziom. Mnie zaś sen odbiegł, a noc owa cierpieniu memu i troskom, zda się, nieco ulżyła.
przeł. Grzegorz Franczak |
STRONA 49 |