PRZEKŁAD

Lyricorum libellus (1580) >  Ode XII. De expugnatione Polottei >  strony 19 -  23


Ode XI. In equum  left left
 

 

O ZDOBYCIU POŁOCKA1

Oda XII

 

Melpomeno2, biegła w śpiewaniu, potomkini bogów!

Twoją powinnością jest mężów,

odznaczających się dzielnymi czynami,

opiewać pieryjskim śpiewem3!

Weź plektron i lutnię z kości słoniowej4,

A skoro Połock5 został odebrany wrogom, króla,

który powrócił ocaliwszy swe wojska,

dodaj do kastalijskich6 chórów.

Króla7, którego tobie, Sarmato8,

dali życzliwi bogowie i los pomyślny,

[króla], który przywróci dawne sztuki

i dawne triumfy państwa.

Nie takie są korzyści [płynące] z korony –

– sądzi on,– aby opływać asyryjskimi

balsamami9, które się na siebie wylało, oraz na łożu

tyryjskim10 gnuśnie bok swój opierać,

albo, zrodzone na zamorskich11 wzgórzach,

słodkie dary Bachusa12 spijać,

a będąc miłośnikiem uczt, ani wschodzącego

ani zachodzącego nie oglądać Faetona13.

STRONA 19

Oryginalny skan

Transkrypcja

Raczej wszelkimi powabami rozkoszy

pogardzać, jest – jak uznał – rzeczą królewską,

a sławę nie tylko trudem,

ale nawet życiem godzi się okupić.

Tego mężnego usposobienia ów Mars

moskiewski14 się uląkł oraz mocy, równej animuszowi.

Na pierwsze pogłoski o wojnie,

w zatrwożonych miastach załogi

silne pozostawiwszy, postanowił sam swe miejsce

zabezpieczyć, toteż skrzydlatego konia ostrogą

spiąwszy, pomknął daleko,

aż tam, gdzie się rodzi mroźny Boreasz15.

Tak wilk, który w ustronnej dolinie

ogryza cielę, nie najedzony jeszcze,

ale nagłym widokiem lwa

przerażony, niechlubnie pod brzuch

chowając ogon, rzuca się do ucieczki,

a zdobycz porzuca, choć tego nawet i nie chce,

ale gdyby został, większa troska

i niebezpieczeństwo go będzie niepokoić.    

Gdziekolwiek zaś król z jaśniejącą

wszedł armią, wszystko przeraźliwym

ogniem  – jak szeroko dało się widzieć – gorzało

i bezkarnie koszone było twardym żelazem.

STRONA 20

Oryginalny skan

Transkrypcja

To tak jak wtedy, gdy od ciągłych deszczów wylewa gwałtownie

wezbrana rzeka – pływają zasiewy zbóż,

padają olchy, a domy

porywa czarna fala.

Wówczas na wysokie wzgórza śpieszy zatrwożony

Pasterz, pędząc za sobą całą trzodę,

a rzeki, płynącej z hukiem,

słucha w zdumieniu z daleka, nienawykłym do tego uchem.

Jedynie  Połock mógł powstrzymać [nasze] chorągwie

i ataki ochoczego żołnierza –

umocniony dogodną lokalizacją oraz wysokimi

fortyfikacjami i siłami załogi obronnej.

Nawet niebo16, nieustannie cieknące deszczem

i ziemia, całkowicie zmieniona w czarne bagna,

sprzyjały – jak by się mogło zdawać – oblężonym,

a odbierały szanse oblegającym.

Przecież gdy Jowisz sączył nieustające deszcze,

to nawet Wulkan17 na nic się nie mógł przydać;

wytrzymać ciężaru machin

ani oddziałów wojska  nie mogła

błotnista ziemia. Straszliwe działa18

na próżno grzmiały i marnowały się

przeważnie ogniste kule,

bo deszcz gasił powstające płomienie.

STRONA 21

Oryginalny skan

Transkrypcja

Gdy jednak pierwszy, od strasznych burz

wolny, dzień purpurowym świtem

zajaśniał, on to w tej bitwie smutną

wróżbę przyniósł nieustraszonemu nieprzyjacielowi.

Bo, choć z powodu deszczów było to [przedtem] trudne do wykonania,

wtedy, przy jasnym słońcu, brzemienna ogniem kula

podpala twierdzę; w wielu

miejscach nieoczekiwanie zajaśniał płomień.

Nagły krzyk wybucha na wysokich

wałach i w obozie królewskim,

a zniechęcone długim trudem

umysły odrodziła nowa nadzieja.

A ty ani ognia prędkimi

strugami wody odpartego, ani nowych, większych

pożarów, aż po wysokie domów

dachy roznieconych, nie pomiń, Muzo.

Ani tego, jaki zapał, jaka moc była u oblegających

oraz u obrońców, nie zamilcz,

ani dopiero późną nocą przerwanych walk,

do których Mars zagrzewał zapały.

Opiewaj straszliwy grzmot armat

i pociski, współzawodniczące ze srogim piorunem,

mogące obalić mury Cyklopów19

i wieże umocnione spiżem20.

STRONA 22

Oryginalny skan

Transkrypcja

Mów, że gdy minęło dwakroć po dziewięć zim21, okrutnemu

wrogowi odebrano wreszcie Połock,

dzięki męstwu, łaskawości bogów, oraz

dowództwu wielce mężnego Batorego.

Także i my [opiewajmy] go, jako niepokonanego w boju,

a podczas pokoju równego najwyższym władcom;

[opiewajmy] go zręczną lutnią i wtórujmy

głosem słuchającym dźwięku lutni. 

tłum. Elwira Buszewicz

 

O ZDOBYCIU POŁOCKA

Oda XII

O Melpomeno, z bogów zrodzona! Tyś

W śpiewaniu biegła, twoją to rzeczą jest

Wybitnych cnotą i czynami

            Mężów opiewać pieryjską pieśnią!

Weź w dłonie lutnię z kości słoniowej, weź

I plektron. Króla, co wrogom Połock wziął,

A hufce z boju przywiódł całe,

            Dołącz do swoich kastalskich chórów.

To król, Sarmato, którego dały ci

Przyjazne bogi oraz łaskawy los;

To on przywróci dawne sztuki

            I niegdysiejsze zwycięstwa państwa.

Nie sądzi on, by było korzyścią głów

Koronowanych, asyryjskimi się

Oblewać wonnościami, oraz

            Gnuśnie na łożu tyryjskim leżeć,

Lub pić Bachusa nektar, zrodzony gdzieś

Wśród wzgórz zamorskich, i tak lubować się

W biesiadach, by nie widzieć słońca

            Ani o wschodzie ni o zachodzie.

Uważał raczej, że króla rzeczą jest

Rozkoszy powabami pogardzać, by

Nie tylko trudem za swą sławę

            Lecz nawet samym zapłacić życiem.

Ów Mars moskiewski tego się męża zląkł

Talentów, gdzie na równi z zapałem moc;

Na pierwszy szmer wieszczący wojnę,

            Silne załogi po drżących miastach

Pozostawiwszy, sam postanowił dbać

O własne miejsce, więc skrzydlatego spiął

Ostrogą konia, aby pomknąć

            Tam, skąd powiewa Boreasz mroźny.

Tak wilk, gdy na odludnej dolinie gdzieś

Cielaka szarpie, i czuje jeszcze głód,

A jednak nagle lwa zobaczy,

            Wielce się zlęknie i chowa ogon

Pod brzuch haniebnie; zaraz ucieka w mig,

Porzuca zdobycz, czy tego chce, czy nie,

Bo gdyby został, większy kłopot

I zagrożenie go będzie nękać.           

Gdziekolwiek się natomiast pojawił król

Ze świetnym wojskiem, wszystko zdawało się

Płonące przeraźliwym ogniem

            I twardym mieczem bezkarnie ścięte.

Tak od opadów ciągłych rozlewa się

Wezbrana rzeka, topi zasiewy zbóż,

Padają olchy, czarne fale

            Wnet porywają ze sobą domy.

Pośpiesznie wtedy mknie do wysokich wzgórz

Strwożony pasterz razem z owczarnią swą,

A huku rzeki słucha z dala

            Uchem zdumionym i nieprzywykłym.

Chorągwie nasze wstrzymać i napór wojsk             

Mógł jeden tylko Połock. Wzmacniało go

Dogodne wielce położenie,

            Fortyfikacje i stan załogi

A nawet niebo, ciągle sączące deszcz

I ziemia, czarnych bagien biorąca kształt

Sprzyjały jakby oblężonym,

            Oblegających trudności mnożąc.

Gdy Jowisz ciągle z nieba wylewał deszcz,

To nawet Wulkan na nic się nie mógł zdać,

Nie mogła też ciężaru machin

            Ani oddziałów wytrzymać ziemia

Błotnista. Próżno grzmoty straszliwych dział

Huczały i na marne przeważnie szły

Ogniste kule, bo ich ogień

Wciąż był gaszony wodami deszczu.

Gdy jednak pierwszy wolny od strasznych burz

Swym purpurowym świtem zajaśniał dzień,

Dla wroga nieustraszonego

            Przyniósł nieszczęsną w tej walce wróżbę.

Bo choć to przedtem wielce utrudniał deszcz,

Przy jasnym słońcu kula ognista już

Podpala twierdzę; niespodzianie

            W wielu już miejscach jaśnieje płomień.

Królewski obóz zaraz wydaje krzyk

Radosny, który brzmi też po wałach. Już

Umysły zniechęcone długim

            Trudem odradza nadzieja nowa.

A ty, o Muzo, tego nie pomiń, że

Ów ogień wodą szybko odparto, lecz

Wzniecono wnet pożary nowe,

Które sięgały po dachy domów..

Nie przemilcz także, jaki żar, jaką moc

Oblegający mieli, obrońcy też,

Ni walk przez Marsa podżeganych,

            Co się do późnej ciągnęły nocy.

Opiewaj wielkich armat straszliwy grzmot

I piorunowe pociski, godne, by

Obalić Cyklopowe mury,

            I przepotężne spiżowe wieże.

Mów, że gdy osiemnaście minęło zim

Okrutnym wrogom wzięto połocki gród,

Z pomocą bogów, gdy dowodził

            Wielki Batory, wybitnie mężny.

Śpiewajmy męża, który i w boju jest

Niezwyciężony, i w czas pokoju też

Największym władcom równy; zręcznej

            Lutni zgodliwym wtórujmy głosem.

tłum. Elwira Buszewicz


STRONA 23

Oryginalny skan

Transkrypcja