PRZEKŁAD

De electione, coronatione et fuga Galli  >  strony 7 -  7


Gallo crocitanti   left left right  Adieu a la Pologne
 

JANA KOCHANOWSKIEGO

DO SZLACHETNEGO MIKOŁAJA FIRLEJA,

KASZTELANA BIECKIEGO

 

O ELEKCJI, KORONACJI I UCIECZCE KOGUTA1

 

To nie bajka2, co mówią, że niegdyś

psa królem zrobiono w panońskiej ziemi3,

co potem leżał w sydońskiej purpurze4,

a gdy mu mało było obżerać się pawiami

o różnobarwnych ogonach – jesiotry, placki,

a nawet kruszyny, puste kości, które

spadły ze stołu, pożerał łapczywie:

aż jakiś aktor przebił go złotym sztyletem5,

bo choć błyszczał od złota i klejnotów,

zachował swe dzikie psie obyczaje.

Zupełnie podobny przypadek, mój Firleju6,

niedawno się zdarzył pod mroźną Niedźwiedzicą7,

gdy August odszedł do pałaców niebian:

oto tłumny senat, w obecności plebsu

i przy zgodzie zbrojnych zastępów

rycerstwa, zmiennego koguta w obfitej

w woły Sarmacji królem obwołał.

Ten zaś gdy tylko włożył koronę

i grzebień w płowe ustroił złoto,

zaraz się drapał w opuszczone skrzydło

strasznym pazurem, i na złoty ogon

patrząc okiem pełnym niepokoju

szedł na królewskie pokoje.

A gdy już zasiadł pośród senatorów,

jaśniejący od klejnotów i cały w szkarłacie,

gdy – jak to bywa – wszczęła się debata

nad mnóstwem spraw, i to ów, to inny

rzuca myśl jakąś potrzebną ojczyźnie,

aż wreszcie proszą i króla o mowę,

po całej sali nakazując ciszę –

ten się podnosi, gładzi sobie pióra

i delikatnie ogon sobie czyści,

łeb odwróciwszy. Gdy zaś dosyć piękny,

strojny, wykwintny wydał się sam sobie,

nastroszył nagle opuszczone pióra

i najeżony strząsnął luźne pierze.

Osłupieni Polacy z nastawionym uchem

stoją, książkę zamknąwszy, z piórem w ręku,

gotowi notować – a ten nagle skrzydła

wstrząsa i na stół dziarsko wyskakuje,

skrzydłami groźnie po dwakroć i trzykroć

uderza się w boki, i pieje donośnie,

tak że i Jutrzenkę, i śpiące rumaki

purpurowego Słońca mógłby zbudzić8.

Smiech się zewsząd wtedy rozległ

i cały pałac zatrząsł się w posadach

od chichotania. Próżno każe herold

Kwirytom10, synom Marsa9, powstrzymywać rechot,

próżno chce grozić i berłem potrząsa11

wszystko to na nic, bo z chwili na chwilę

mnożą się śmichy-chichy, a nie brak też gwizdów

dworskiej młodzieży – i pałac królewski

szyderczym wypełnia się rumorem.

Ze strachu ucieczki próbuje skrzydlaty tyran:

od drzwi odcięty, do okna się rzuca

i już na lotnych piórach lekko w niebo

zmyka, ze strachu przed większym tumultem.

 

tłum. Grzegorz Franczak


STRONA 7

Oryginalny skan

Transkrypcja