JANA KOCHANOWSKIEGO DO SZLACHETNEGO MIKOŁAJA FIRLEJA, KASZTELANA BIECKIEGO
O ELEKCJI, KORONACJI I UCIECZCE KOGUTA1
To nie bajka2, co mówią, że niegdyś psa królem zrobiono w panońskiej ziemi3, co potem leżał w sydońskiej purpurze4, a gdy mu mało było obżerać się pawiami o różnobarwnych ogonach – jesiotry, placki, a nawet kruszyny, puste kości, które spadły ze stołu, pożerał łapczywie: aż jakiś aktor przebił go złotym sztyletem5, bo choć błyszczał od złota i klejnotów, zachował swe dzikie psie obyczaje. Zupełnie podobny przypadek, mój Firleju6, niedawno się zdarzył pod mroźną Niedźwiedzicą7, gdy August odszedł do pałaców niebian: oto tłumny senat, w obecności plebsu i przy zgodzie zbrojnych zastępów rycerstwa, zmiennego koguta w obfitej w woły Sarmacji królem obwołał. Ten zaś gdy tylko włożył koronę i grzebień w płowe ustroił złoto, zaraz się drapał w opuszczone skrzydło strasznym pazurem, i na złoty ogon patrząc okiem pełnym niepokoju szedł na królewskie pokoje. A gdy już zasiadł pośród senatorów, jaśniejący od klejnotów i cały w szkarłacie, gdy – jak to bywa – wszczęła się debata nad mnóstwem spraw, i to ów, to inny rzuca myśl jakąś potrzebną ojczyźnie, aż wreszcie proszą i króla o mowę, po całej sali nakazując ciszę – ten się podnosi, gładzi sobie pióra i delikatnie ogon sobie czyści, łeb odwróciwszy. Gdy zaś dosyć piękny, strojny, wykwintny wydał się sam sobie, nastroszył nagle opuszczone pióra i najeżony strząsnął luźne pierze. Osłupieni Polacy z nastawionym uchem stoją, książkę zamknąwszy, z piórem w ręku, gotowi notować – a ten nagle skrzydła wstrząsa i na stół dziarsko wyskakuje, skrzydłami groźnie po dwakroć i trzykroć uderza się w boki, i pieje donośnie, tak że i Jutrzenkę, i śpiące rumaki purpurowego Słońca mógłby zbudzić8. Smiech się zewsząd wtedy rozległ i cały pałac zatrząsł się w posadach od chichotania. Próżno każe herold Kwirytom10, synom Marsa9, powstrzymywać rechot, próżno chce grozić i berłem potrząsa11 – wszystko to na nic, bo z chwili na chwilę mnożą się śmichy-chichy, a nie brak też gwizdów dworskiej młodzieży – i pałac królewski szyderczym wypełnia się rumorem. Ze strachu ucieczki próbuje skrzydlaty tyran: od drzwi odcięty, do okna się rzuca i już na lotnych piórach lekko w niebo zmyka, ze strachu przed większym tumultem.
tłum. Grzegorz Franczak |
STRONA 7 |