PRZEKŁAD

Elegiarum libri IV >  Liber IV >  Elegia I  >  strony 108 -  116


Liber IV  left left right  Elegia II
 

      JANA KOCHANOWSKIEGO

     IV. KSIĘGA ELEGII

 

                                                                  Elegia I1

 

Paweł2 zamierza przeprawić się przez sięgające chmur3 Alpy

i nawiedzić daleką, starożytną Partenope4.

Cóż pocznie Telezylla5, rozłączona z nowo poślubionym mężem,

pozostawiona bez pociechy sama w domu6?

Zapłakała, jak płacze turkawka7 rozłączona z utraconym towarzyszem,

czy Filomela8 po stracie swych dzieci.

Ów dobrowolny wygnaniec w obcych krajach

znosić będzie tysiąc niedogodności związanych z drogą i pogodą,

a choćby się wcale nie ociągał, a nawet się śpieszył, prędzej słońce

zakończy roczny cykl, niż on wróci z długiej podróży.

Nie tak ów Ulisses, powszechnie sławiony jako mądry,

był niegdyś skory do opuszczenia ojczyzny,

Lecz wówczas, gdy Grecja mająca mścić się na Parysie9, z liczną flotą

pójść miała, by zniszczyć dobra Laomedonta10,

on, zdecydowany pozostać w domu, udawał szaleństwo11,

by nie można go było wbrew woli zaciągnąć do zgromadzonej armii12.

STRONA 108

Oryginalny skan

Transkrypcja

Gdy zaś podstępy13 wyszły na jaw i odkryto oszustwa,

tak rzekł – jak podają – do swej małżonki:

„By żona mogła się wciąż cieszyć obecnością męża,

próbowałem wszystkiego, lecz skoro bóg się nie zgadza14,

opuścić trzeba Itakę15, syna, żonę, Lary16,

aby ścigać zbiegłą miłośnicę przez szerokie morze.

Aby jeden Atryda17 nie był pozbawiony małżonki, która uciekła,

cała Grecja będzie pozbawiona swoich małżonków.

Biorą mnie wbrew mej chęci. Bądź zdrowa, najlepsza żono,

a czekaj na mnie, jeśli bóstwa będą przychylne, z  najbliższą wiosną.”

Tak rzekł i, pocałowawszy zapłakaną żonę,

powierzył żagle bystremu Notowi18, aby je niósł.

Pierwsze opóźnienie przytrafiło się wojskom Pelazgów20 w Aulidzie19,

gdy żaglowcom zabrakło wiatru.

Argiwi21 zyskali pomyślne wiatry dopiero wtedy,

gdy nieszczęsna Ifigenia22 wydana została na śmierć.

Gdy przybyli pod Troję, ileż walk, ileż trudów

przeszli! Ileż krwi oblało ziemię!

Dopiero w dziesiątym roku, po śmierci Hektora, dorycki23

ogień spustoszył dobra Dardanów24.

Już zwycięska flota płynęła przez szerokie morze  

i, ciężka od łupów, zmierzała ku ojczystym bogom.

Niebo zahuczało, a burze, które nastąpiły,

rozniosły na części okręty, rozbite o skały.

Zwycięzców pokonało morze – część pogrążona została w głębinie,

część niesie gwałtowna nawałnica przez morskie odmęty.

STRONA 109

Oryginalny skan

Transkrypcja

Wiatry zniosły Ulissesa na wybrzeże Cykonów25;

zuchwale podłożywszy ogień, niszczy on miasto.

Cykoni26 chwytają za broń; walka toczy się na otwartym morzu.

Trak zwycięża, władca Itaki27 nie bez klęski ucieka.

Gdy na nowo nadciągnęła burza i rozszalał się Boreasz28,

ledwo dotarli do stromych wybrzeży Lotofagów29.

Tam młodzież, zwiedziona słodyczą zielonego lotosu,

pozbawiona pamięci, ociągała się z wyruszeniem do ojczystych Larów,

Aż Ulisses odciągnął płaczących przemocą oręża

i szybko przyśpieszył wyruszenie w porę.

Ujechawszy stamtąd, przypędził flotę w przykre okolice.

Miejsca te zamieszkuje okrutne plemię Cyklopów30. 

Polifem31 przyjmuje żeglarzy w gorzką gościnę

i żywcem pożera ciała sześciu z nich.

Pozostałym niesie pomoc bukłak32, bukłak ocala Ulissesa.

Okrutny Polifemie, zmogło cię podane wino!

Zbiegli pędzą ku okrętom, przez szerokie morze

płynąc dotarli do brodów Eolii33.

Tu syna Laertesa34 podejmuje bardziej uprzejmy gospodarz,

syn Hippotesa35, władający dzikimi wiatrami.

Pokrzepił tułacza przyjazną gościną

i nie dopuścił, by dzielnemu mężowi czegokolwiek brakowało.  

Dodał i dar – burze zamknięte w worze,

a powiewom Zefira36 kazał pchać [okręt] odpływającego.

Żagle się prężą, płyną dnie i noce,

wódz dzierży ster, sam wódz kieruje okrętem.

STRONA 110

Oryginalny skan

Transkrypcja

Już było widać Itakę, gdy zmęczony Ulisses

pozwolił, by jego oczy zmógł nieszczęsny sen.

Towarzysze (zwiodły ich bowiem złote zapięcia), sądząc, że wór

napchany złotem wiozą przez długie morskie szlaki,

rozwiązują wołowe skóry37; wnet wiatry z wielką siłą

wypadają danym im ujściem i zdążają ku Eolii.

Porywają flotę, która płynie po bezmiarze wód,

wszyscy biją się w piersi, wszędzie brzmi lament.

Znów udają się do Hippotadesa; ten zdumiewa się ich powrotem

i każe im iść precz, jako znienawidzonym przez bogów38.

Wyrzuceni z Eolii, do Lajstrygonów39 z nie lepszym

docierają szczęściem, ku wyniosłym murom Lamosa40.

Jednego ze zwiadowców poszarpał bowiem zębiskami

Antyfates41, reszta uratowała się ucieczką.

Ów zaryczał dziko, z miasta zbiegają się Giganci42,

zatapiają okręty, a wraz z okrętami ludzi.

Ocalał jeden tylko okręt. Na nim płynąc, Ulisses,

uciekając w porę, uszedł przed pewnym niebezpieczeństwem.

Przybył następnie ku wybrzeżom Kirke44, córki Feba,

i poleca pójść ku domowi bogini wybranym dwudziestu młodzieńcom45;

gdy przybywają, wychodząca im naprzeciw bogini przyjmuje ich,

otoczona zewsząd kudłatymi zwierzętami.

Niezwłocznie napój sprowadzający zapomnienie46 zmieszać

każe i podać nowym gościom.

Ci pewną ręką chwytają puchary

i piją nie podejrzewając żadnego podstępu.

STRONA 111

Oryginalny skan

Transkrypcja

Bogini zaś tych, których dotknęło uderzenie zaczarowanej różdżki47,

zmienia w plugawe kształty48 brudnych świń;

zapędziwszy do chlewa, karmi ich leśnymi żołędziami;

słuszne to bowiem było, by szpetne świnie żywiły się żołędziami.

Euryloch49, obawiając się zdrady, na pierwszym progu pozostał

i nie wypił swymi ustami szkodliwego wina.

Ponieważ nie śmiał pójść za towarzyszami, a spośród nich

nikt przez ten czas nie postawił stopy za progiem50,

Pobiegł do Ulissesa z wieścią, że wszyscy przepadli,

a ci, którzy weszli do pałacu, nie wyszli z powrotem.

Laertiada porywa za broń, chcąc pomścić swoich,

z tym zamiarem podąża do straszliwego domu bogini.

Nieustraszony pije51 podane mu wino,

a muśnięty różdżką, zagroził bogini mieczem52.

A gdy bez szwanku przezwyciężył wszelkie czary, ze świńskich kształtów

oswobodzonych przyjaciół otrzymał w darze od kochanki.

Pozostaje straszliwa droga53: Ulisses ma zobaczyć ojczyznę

nie prędzej, niż wstąpi w wody Flegetonu54.

Zmierzając ku ojczystym ziemiom, ma prosić Terezjasza55 o radę,

jakiej drogi unikać, a jaką podążać. 

Smutny zatem zstępuje do krajów cymerejskich56,

gdzie leży kres ogromnego Oceanu.

Miejsca te gęsta noc przyodziewa w wieczne mroki,

a ludów nigdy nie krzepi ożywczy dzień –

ani wówczas, gdy krąg słoneczny wspina się na gwiaździsty Olimp57,

ani wówczas, gdy lotnym rydwanem powraca pod ziemię58.

STRONA 112

Oryginalny skan

Transkrypcja

Tu, przybiwszy okręt, zabija mieczem czarne owce

i składa ofiarę należną władcy Styksu.

Oto zaś z cienistych gajów powstają dusze,

zwabione – jak widzi – ciepłą krwią zwierząt,

tak liczne, jak licznie niekiedy chmara szarańczy, powietrze

szeroko zaćmiewając, przybywa jako nieprzyjaciółka zasiewów.

Tu można było ujrzeć owych dawnych bohaterów,

którzy niedawno polegli na polach Frygów59.

Jest tu nieszczęsna Antikleja, którą w cienie Disa61,

Na drugą stronę Styksu62, posłała miłość do nieobecnego syna.  

Jest tu i Terezjasz – on jedynie w tych krainach

potrafi myśleć – inni latają jak cienie i próżne widma.

On to odkrywa Laertiadzie przyszłe losy

i drogi, którymi  trzeba zdążać do Itaki.

Ten, wystarczająco nimi pouczony, napełniony wizjami,

znad Styksu kieruje kroki ku przyjaciołom,

opuszczając cymeryjskie domostwa i nieprzyjemne państwo,

i powraca znów na wody Eei63. 

Gdy stamtąd odpłynął, zmierzając ku szerokim wodom,

musiał się zbliżyć ku łąkom Syren64.

Jeśli ktoś nierozważnie przycumował okręt do tego brzegu,

przyciągnięty z pełnego morza uwodzicielskim śpiewem,

to ani żoną, ani słodkimi dziateczkami

nie mógł się radować, powracając z długiej podróży,

lecz utkwiwszy pośród skał, zniewolony słodyczą pieśni,

szpetnie marnotrawił swe życie u występnych pań –

STRONA 113

Oryginalny skan

Transkrypcja

dopóki śmierć nie rozłączyła z duszą wycieńczonych członków,

a niepogrzebanych kości nie rozniosły dzikie zwierzęta.

Ponieważ dulichijski Ulisses dobrze o tym wiedział,  

postępując za radą morskiej pani,

zatkał uszy towarzyszy woskiem, a sam przywiązać

kazał swe ręce i nogi do masztu.

I tak uciekając, ominął podejrzane okolice,

wcale nie spowalniając swych żagli pod wpływem słodkiego dźwięku.

Ominąwszy z dala Syreny i ich śpiewne podstępy,

z drżeniem serca ujrzeli przed sobą dwie skały.

Dym był wokoło, wybrzeża burzyły się szeroko,

Głazy, uderzane falą, wydawały potężny dźwięk.   

Prawa strona należała do Scylli, otoczonej psami,

wystawiającej sześć paszczęk z głębokiej jamy.

Lewa do tej, która już to wypija morze do dna,

już to wyrzuca z siebie to, co wypiła – do srogiej Charybdy.

Pomiędzy tymi skałami, albo – by lepiej rzec – pomiędzy jedną śmiercią a drugą,

niesie ich szybka nawa po wezbranych wodach.

Oto gdy chcieli ominąć nieprzejednaną Charybdę,

zginęło sześciu mężów, porwanych przez Scyllę.

Reszta dobija do Trynakrii, gdzie córka Słońca

pasała na szerokich niwach stada ojca.

Nie godziło się zadawać im gwałtu i zabraniał [tego] Ulisses,

pamiętając o radzie Kirke i Terezjasza.

Ale na próżno upominał: „Żołądek uszu nie ma” – powiadają.

Za sprawą owego doradcy padło owo święte stado wołów.

STRONA 114

Oryginalny skan

Transkrypcja

Pełzną zdarte skóry, ryczy mięso na ostry

wbite rożen – to znaki wieszczące nadchodzące nieszczęście.

Gdy więc, nasyceni, spuścili błędną łódź na morze,

i powierzyli białe żagle upragnionemu Notowi,

gdy już nie pojawiał się więcej żaden ląd,

lecz widać było niebo i same wody,

nagle czarna chmura przesłoniła światło dnia i ogromna

burza rozpętała się na szerokim morzu.

Latają podarte żagle; pod ciężarem wywróconego masztu

runął sternik, obalony we wzburzone wody.

W bezbronny okręt godzi posłany przez Jowisza piorun75;

ów zostaje  zniszczony, a ludzi zatapia morska fala.

Śmierci uchodzi sam tylko Ulisses, chwyciwszy się belki,

i tak płynie nieprzerwanie przez dziewięć dni.

W dziesiątym z trudem dopłynął na ląd. Piękna Kalipso76

przyzywa go, wyrzuconego przez morze, do wytwornie urządzonej groty.

Gospodyni, aby nie wydać się nieuprzejmą, wszelkimi

zjednywała go posługami, a nawet przyjęła do łoża,

a gdyby zdołała zmiękczyć twarde serce męża,

wielkie gotował mu Amor nagrody, gdyby zechciał pozostać.

Dopiero po siedmiu latach, gdy on wciąż jest oporny, bogini z trudem

pozwala mu – i to po upomnieniu bogów – rozpiąć żagle77.  

On wypływa na morze. Po cóż wiele słów? Ramiona

– bo okręt znów rozbity – trudzi pośród odmętów78.

Znużonego widzi łaskawa Leukotea79; dzięki jej pomocy morze

przezwycięża i całym ciałem przywiera do upragnionego lądu.

STRONA 115

Oryginalny skan

Transkrypcja

Potem wstępuje do domu Alkinoosa80, od którego otrzymał przyjacielską  pomoc.

Wreszcie powrócił do ojczystych Larów,

ciężko przepędziwszy całe dwadzieścia lat

na tułaczce po lądach i nieujarzmionym morzu.

Daremne niech będą znaki; ty, Larze, pod szczęśliwą wróżbą

wypuść Pawła i nie dopuść, by długo zwlekał z przyjściem do nas81.

 

tłum. Elwira Buszewicz

 

JANA KOCHANOWSKIEGO

IV. KSIĘGA ELEGII

Elegia I

 

Paweł przez chmurne przejść zamierza Alpy,

Aby nawiedzić dawną Partenope.

Cóż pocznie sama w domu Telezylla,

Gdy ją tak młody zostawi małżonek?

W szloch, jak turkawka druha pozbawiona,

Jak Filomela po stracie swych dzieci.

Mąż, dobrowolny tułacz w obcych stronach,

Na wielu drogach dozna niepogody;

Choćby się śpieszył, prędzej roczne koło

Słońce zatoczy, niż on wrócić zdoła.

Nie z taką chęcią szedł z ojczystych progów

Powszechnie znany z mądrości Ulisses.

Gdy grecka flota mścić się na Parysie

Licznie ruszyła i Troję plądrować,

On, chcąc pozostać w domu, symulował

Obłęd, by w bój go wbrew woli nie wzięto.

Gdy się podstępy i sztuczki wydały,

Tak rzekł – jak mówią – do swojej małżonki:

„By wciąż się żona mężem mogła cieszyć,

Wielcem się starał, lecz Bóg tego wzbrania.

Itakę, syna, żonę, dom opuszczam,

Ścigać przez morze zbiegłą miłośnicę.

Jeden Atryda chce żonę z powrotem,

A cała Grecja bez mężów zostanie.

Ruszam wbrew woli. Żegnaj, dobra żono,

Czekaj mnie, jak Bóg zdarzy, z pierwszą wiosną.”

Rzekł i płaczącą całuje małżonkę,

Potem swe żagle z prędkim puszcza Notem...

Najpierw w Aulidzie siły greckie stały,

Kiedy okrętom wiatr przestał dąć w żagle.

Żeby Argiwom powiał wiatr pomyślny,

Biedna musiała zginąć Ifigenia.

Gdy już pod Troję przyszli, ileż znieśli

Walk, trudów? Ileż krwi się w ziemię wlało?

W dziesiątym roku zginął Hektor. Ogień

Dorów spustoszył zasoby Dardanów.

 Zwycięska flota już przez morski bezkres

Płynie i łupy do ojczyzny wiezie.

Naraz grzmi niebo i powstają burze,

Niszczą się nawy rozbite o skały.

Morze ujarzmia zwycięzców – część topi,

Część miota falą po głębiach odmętu.

Ulissa wiatry zniosły w kraj Cykonów,

Tam ogień kładzie i miasto podpala.

Zbrojni Cykoni morską toczą bitwę,

Tracja zwycięża, Itaka w popłochu.

Znów burza wstaje, szaleje Boreasz,

Z trudem dotarli w strony Lotofagów.

Już zielonego lotosu słodyczą

Zwiedziona, młodzież do ojczyzny nie chce.

Płaczących Ulis żelazem i siłą

Musi odrywać, by ruszyli w porę. 

Stamtąd gna flotę ku niemiłym krajom,

Gdzie mieszka plemię krwiożerczych Cyklopów.

Gorzko Polifem żeglarzy ugaszcza,

Wybiera sześciu i żywcem pożera. Bukłak ratuje Ulisa i resztę –

Zmogło cię, straszny Polifemie, wino!

Zbiegli ku statkom śpieszą, przez odmęty

Płyną, do brodów Eolii dotarli.

Tu Laertiadę grzeczniejszy gospodarz

Wita, syn Hippotesa, wiatrów władca.

Krzepi tułacza przyjazną gościną,

Nie ścierpi, by śmiałkowi czegoś brakło.

Dał mu na drogę sztormy w wór zamknięte,

A Zefirowi kazał dąć mu w żagle.

Żagle się prężą, płyną dnie i noce,

Wódz trzyma stery, okrętem kieruje.

Już było widać Itakę. Niestety,

Snem zwyciężone przymknął Ulis oczy.

Druhowie (złotym zmyleni zamknięciem),

Sądząc, że wiozą wór złotem napchany,

Skóry wołowe luzują; już wiatry

Ujście znalazły, ku Eolii pędzą.

Flota porwana toń przebytą pruje,

Wszyscy się w piersi biją, lamentują.

Znów do Eola wracają; zdumiony

Precz iść im każe, bo bogom są wstrętni.

U Lajstrygonów, tam, gdzie gród Lamosa,

Też źle się wiedzie wyrzutkom z Eolii.

Zwiadowcę Antyfates zębiskami

Rozszarpał, innych ratuje ucieczka.

Ów dziko ryczy, biegną już Giganci

Z miasta, żeglarzy i okręty topią.

Jeden pozostał okręt; na nim Ulis

W porę ujść zdołał niechybnej opresji.

Wnet przybył w kraje Kirke, córki Feba.

Wybrał dwudziestu młodzieńców; tym każe

Pójść w dom bogini, która gości wita

Dzikiej zwierzyny stadem otoczona.

Zaraz rozkaże przyrządzić i podać

Nowym przybyszom napój zapomnienia.

Ci pewną ręką puchary podnoszą,

Piją, nic złego nie podejrzewając.

Bogini różdżką czarodziejską macha,

Dotkniętych zmienia w świń kształty plugawe,

Pędzi do chlewa i żołędziem pasie;

Szpetnym przystoi taka strawa świniom.

Euryloch bał się zdrady; u przedsionka

Zostawszy, wina szkodliwego nie pił.

Sam za druhami podążyć się lękał;

Gdy żaden nogi za próg nie wystawił,

Sam pobiegł zanieść Ulisowi wieści:

„Wszyscy zginęli. Weszli, a nie wyszli!”

Broń Laertiada porywa, zamierza

Pomstę, wstępuje w straszny dom bogini.

Bez lęku wypił podane mu wino,

Różdżką muśnięty, wznosi miecz ku Kirke,

Czar zniósł bez szwanku; druhów, uwolnionych

Od świńskich kształtów, w miłosnym wziął darze.

Straszna go czeka podróż. Nim ojczyznę

Ujrzy, ma zstąpić do wód Flegetonu.

Niech dążącemu do ojczystych łanów

Terezjasz radzi, gdzie iść, skąd uciekać.

Smutny więc Ulis w cymeryjskie strony

Zstępuje, gdzie kres leży Oceanu.

Miejsca te wiecznym mrokiem noc okrywa,

Ludzi tam nigdy dzień nie krzepi błogi,

Czy krąg słoneczny w swym lotnym rydwanie

Wstąpi na Olimp, czy pod ziemię wróci.

Ulis ląduje, mieczem czarne owce

Bije w ofierze dla Styksu włodarza.

Zaraz też widzi, jak z cienistych gajów

Lecą zwabione ciepłą juchą duchy,

Tak jak nadciąga postrach pól, szarańcza,

Co rojną chmurą przesłania powietrze.

Oto tu widać tych dawnych herosów,

Co na frygijskich polach właśnie legli.

Tu Antikleja biedna. W kraj Plutona

Poszła z tęsknoty za kochanym synem.

Oto Terezjasz – sam jeden zachował

Rozum wśród cieni i próżnych widziadeł.

Ten Laertiadzie przyszły los objawia

I drogę, którą ma dojść do Itaki.

Ów, pouczony, wieszczbą napełniony,

Krok swój znad Styksu kieruje ku druhom;

Kraje niemiłe Cymeriów, ich domy

Rzuca i płynie znów ku wyspie Kirke.

Gdy stąd wypłynął, ku szerokim wodom

Dążąc, na Syren musi wstąpić łąki.

Kto tam niebacznie swój okręt cumuje,

Zwodniczym głosem z morza wywołany,

Ten już nie wraca z długiej drogi. Żony

Ni słodkich, miłych dziatek nie ogląda;

Tkwiąc wśród skał, pieśni słodyczą zwalczony,

Haniebnie kończy u niewiast bezecnych,

Gdy śmierć z osłabłych członków wyjmie duszę,

Kości zaś dziki zwierz rozniesie wkoło.

Więc Dulichejski Ulis, tego świadom,

Poszedł za pewną radą pani morza:

Druhom wosk wpycha w uszy, a do masztu

Ręce i nogi swe przywiązać każe.

Tak podejrzane omija krainy,

A statku słodki śpiew nie zatrzymuje.

Minąwszy Syren zdradzieckie śpiewania,

Dwie zobaczyli – z drżeniem serca – skały.

Dym był wokoło, u wybrzeży wrzało,

Morze o głazy biło z wielkim hukiem.

Po prawej stronie, otoczona psami,

Scylla sześć paszczęk z topieli wystawia.

Z lewej Charybda sroga; najpierw do dna

Wody połyka, potem nimi pluje.

Pośród skał owych, a raczej dwóch śmierci,

Wiezie ich bystry okręt przez bałwany.

Nieprzejednanej chcieli ujść Charybdzie,

Więc ginie sześciu porwanych przez Scyllę.

A na Trynakrii, gdzie reszta ląduje,

Pasała córa Słońca stada ojca.

Tych to nie było wolno tknąć i Ulis,

Pomny rad Kirke i wieszczka, zabraniał.

Na nic! „Żołądek – mówią – uszu nie ma”;

Z tej racji święte stado wołów pada.

Już pełzną zdarte skóry, ryczy mięso

Wbite na rożen: to wróżba nieszczęścia.

Gdy się najedli, łódź w morze zepchnęli,

Białe zwierzając Notusowi żagle;

Oto już żadnych nie widzieli lądów,

Ale wyłącznie niebo oraz wodę;

Wtem czarna chmura blask słońca przesłania

I wstaje burza na morskich przestworach.

Latają strzępy żagli, maszt się wali,

A swym ciężarem w głąb spycha sternika.

W bezbronny okręt Jowisz ciska piorun;

Okręt zniszczony, a żeglarze toną.

Śmierci uniknął sam Ulisses, który

Belki się złapał; tak dziewięć dni płynął,

W dziesiątym z trudem do brzegu dobija.

Piękna Kalipso w grocie go ugaszcza;

By się nie wydać nieuprzejmą, wszystkie

Świadczy usługi, do łoża z nim idzie.

Gdyby skruszało twarde serce męża,

Wielką mu Amor gotował nagrodę,

Lecz zostać nie chciał. Siedem lat był u niej,

Z trudem, z rozkazu bogów, go puściła.

Wpłynął na morze. Cóż rzec? Okręt znowu

Rozbity, on zaś wpław przemierza fale.

Wyczerpanego wsparła Leukotea,

Morze pokonał, upadł na ląd miły.

Gdy Alkinoos go przyjął i wspomógł,

Mógł wreszcie wrócić do ojczystych bogów,

Kończąc dwudziestoletniej czas tułaczki

Po lądach i nieujarzmionym morzu.

Lecz na bok wróżby! Puśćcie Pawła, Lary,

Szczęśliwie, niechaj szybko do nas wraca!

 

tłum. Elwira Buszewicz

 

STRONA 116

Oryginalny skan

Transkrypcja